Rozgardiasz jak za starych, dobrych czasów

https://xpil.eu/O8rbE

O przyczynach mojej emigracji już wiele razy pisałem, więc żeby się nie powtarzać, powtórzę się tylko troszkę: jednym z głównych powodów, dla których wybyłem z kRaju, była bezsensowna gmatwanina przepisów, którymi leniwi i niedouczeni urzędnicy ochoczo batożyli nas, szarych zjadaczy bułek, ażeby nikomu nie było nudno, za to żeby wszyscy byli nie w sosie.

To tak pokrótce i bardzo stronniczo. Są bardziej zagmatwane państwa na świecie. Gdybym się w którymś z nich urodził, zapewne też bym wyjechał. O ile wcześniej nie rozjechałby mnie tramwaj.

Wracając do tzw. meritum, chciałem dziś trochę ponarzekać na uroki polskich przepisów, które od czasu do czasu sięgają swymi niecnymi mackami do nas, emigrantów, wybywszych z nadwiślańskiej oazy spokoju za gorszym wczorajem (ewentualnie lepszym jutrem, co na jedno wychodzi).

Chodzi mianowicie o podręczniki szkolne. Córa moja uszczęszcza bowiem (niechętnie, ale uczęszcza) do polskiej szkoły weekendowej. W tym roku - do klasy czwartej tejże szkoły.

Na zakończenie klasy trzeciej, tuż przed wakacjami, dowiedzieliśmy się ("my" w sensie "rodzice"), że Ministerstwo postanowiło zafundować dzieciakom książki na następny rok, że Wybrańcami zostały dzieci z klas pierwszych, czwartych i (chyba) jakichś-tam z gimnazjum. Czyli na trzy roczniki spłynęła łaska Bogini Nauki i w związku z tym mamy niczego nie kupować, bo szkoła Załatwi.

No i, kurna, załatwiła.

Na cacy, taka ich w tę i we w tę dyszlem chrzczona mać...

Okazało się bowiem, że chodzi nie o wszystkie książki, tylko o same podręczniki

Dla niezorientowanych: książki szkolne występują w dwóch gatunkach: podręczniki oraz zeszyty ćwiczeń. W podręcznikach się nie bazgrze, za to w ćwiczeniach - jak najbardziej. W dużych ilościach.

No więc chodzi o podręczniki. One będą za darmo.

Ale już zeszyty cwiczeń trzeba sobie dokupić we własnym zakresie, o czym szkoła co prawda zamieściła informację drobnym druczkiem gdzieś na stronie www, ale kto by to sprawdzał - przecież mówili wyraźnie: nie kupować żadnych książek, szkoła Załatwi.

Drugi smaczek jest taki, że ponieważ to jest szkoła zagramaniczna, ma program nauczania obcięty wyłącznie do wiadomości o Polsce. Założenie jest bowiem takie, że po co uczyć dziecko historii Francji czy Niemiec po polsku, skoro ono i tak tę wiedzę nabędzie w szkole irlandzkiej. A więc - tylko Polska. No a podręcznik do geografii do klasy czwartej opowiada o całym świecie, a nie tylko o Polsce.W odróżnieniu od podręcznika do klasy piątej, który skupia się wyłącznie na geografii Polski.

A więc dzieciaki w czwartej klasie będą używać podręcznika do geografii do klasy piątej. Jakiś geniusz na stronie www strony zamienił piąteczkę na czwóreczkę (no bo przecież wymieniał podręczniki dla klas czwartych, c'nie?), więc rodzice w ślepej furii przeguglali cały Internet wzdłuż i w poprzek, i w jeszcze drugi poprzek, poszukując tej nieszczęsnej książki - tymczasem książka taka do klasy czwartej w ogóle nie istnieje.

Błąd poprawiono.

Z tym, że - jak pamiętamy - Ministerstwo nie obdarzyło swą Łaską klas piątych, tylko czwarte. A więc podręczniki do geografii rodzice muszą nabyć z własnej kieszeni. I nie chodzi nawet o to, że za własne pieniądze, bo kwoty są stosunkowo niewielkie. Chodzi o to, że szkoła nie poinformowała o tym aż do pierwszego dnia zajęć. A więc dzieciaki przez pierwsze 2-3 tygodnie pozostaną bez podręczników do geografii.

Wisienką na torcie był formularz, który każdy rodzic musiał wypełnić i podpisać, a w którym znalazłem aż cztery błędy (literówki, brakujące przecinki, pozjadane ogonki i takie tam - i ci ludzie uczą moje dziecko polszczyzny...). Ponadto jedno z pytań w formularzu brzmiało: "W jaki sposób odbieracie Państwo dziecko ze szkoły?". Najwyraźniej odpowiedź "piechotą", której udzieliłem, wyszła poza dopuszczalne granice. Dowiedzialem się, że jestem jedyną osobą, która odpowiedziała w ten sposób, i żebym poprawił odpowiedź.

Zdziwiłem się nieco, ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że wszyscy rodzice odbierają swoje dzieciaki na piechotę. Przecież nie wjedzie się do szkoły nawet głupią hulajnogą, a co dopiero autem... Myślę sobie: O co im chodzi? Mam opisać całą procedurę podejścia do drzwi szkoły, nawiązania kontaktu wzrokowego z nauczycielem i z dzieckiem, uśmiech, wzięcie dziecka za ręką i odmaszerowanie? Czy ki grzyb?

Okazało się, że chodziło nie o sposób odebrania dziecka, tylko o to, kto ma odbierać dzieci ze szkoły (rodzic, brat, szwagier, opiekun etc). Ku lekko zaniepokojonej minie pani Wychowawczyni zabazgrałem więc pracowicie oryginalne pytanie, wpisałem zamiast niego "Kto będzie odbierał dziecko ze szkoły?", po czym skreśliłem swoją poprzednią odpowiedź i zamiast tego napisałem "rodzice". Dodatkowo zaznaczyłem wyraźnie ptaszkiem ("a czemu nie długopisem?") wszystkie cztery błędy w pytaniach.

Powinni mnie już zamknąć, czy da się to leczyć?

Hm.

https://xpil.eu/O8rbE

5 komentarzy

  1. Biurokracja w Polsce rozprzestrzenia się jak zaraza, zaczyna dopadać już nawet firmy prywatne, w tym zachodnie korporacje. Co dziwne, młodzi ochoczo angażują się w tworzeniu biurokracji i dzięki temu różne młode panienki wymyślają w mojej firmie kolejne formularze, procedury itd. itd. Kiedyś na budowie za 30 mln dolarów siedziało 10 osób, teraz na takiej budowie siedzi 30-40 osób, w tym 4 specjalistów od BHP. Tym nie mniej, administracja samorządowa przoduje. Ostatnio miałem taki przypadek:
    1. Urząd, w osobie Pani Urzędnik wydał pozwolenie na budowę, które obejmowało m.in. ciepłociąg.
    2. Gdy zgłosiliśmy, że zaczynamy budowę ciepłociągu Pani Urzędnik nie była pewna czy aby na pewno pozwolenie na budowę obejmuje ciepłociąg. Po wielu nerwowych rozmowach kazała dla świętego spokoju napisać mi oświadczenie, iż pozwolenie na budowę obejmuje również ciepłociąg.
    Oczywiście mogłem zrobić z tego aferę, ale, jak to w Polsce, ochoczo napisałem oświadczenie i byłem szczęśliwy, że Urząd pozwoli mi wybudować ten ciepłociąg. Polską rządzą tępe urzędasy.

  2. Miło mi się to czytało – nie zrozum mnie źle – bo okazało się, że są jeszcze inne osoby, które podobnie jak ja, czepiają się szczególików. Skoro jednak nas rozliczają z każdego przecinka, to powinno to obowiązywać obie strony 🙂
    Moje dziewczyny także nie skaczą z radości na wieść o tym, że w tym roku także uczęszczają do szkoły polonijnej(u nas w tygodniu, nie w weekendy) i jak na razie jesteśmy na etapie: jesteście najgorszymi rodzicami na świecie! 🙂 ale z kolei z podręcznikami nie mamy problemów, bo szkoła załatwia to na początku roku.

    pozdrawiam

    1. Ja się staram swoją (będącą na pograniczu upierdliwości oraz wrednego trollowania) manię czepiania się szczegółów trzymać na wodzy, bo wiem z własnego doświadczenia, że nie prowadzi ona do niczego więcej, jak do frustracji i złości. Ale inna sprawa czepiać się żywej osoby, a inna – instytucji, która komplikuje nam życie biurokracją. Tak naprawdę, z szerszej perspektywy, “problem” przeze mnie opisany jest stosunkowo niewielki. Ale nie potrafię odpuścić, kiedy mam okazję wbić szpilkę polskiej biurokracji 😉 No nie umiem i już.

Leave a Comment

Komentarze mile widziane.

Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]

Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.