Wbrew temu, co sugeruje tytuł dzisiejszego wpisu o pambucku nie będzie pisane ani ciut. Za to o fryzjerze, owszem.
Udałem ci się ja ostatnio do fryzjera. Przyczyna mojej wizyty była raczej błaha. Nie chciałem szukać liczb Fibonacciego ani uruchamiać testu Muellera-Rabina. Ot, zarosło mi się ponad wszelką przyzwoitość. W zasadzie gdyby nie oczy i nos (który mam genetycznie powiększony do rozmiarów sporego menhira), ciężko byłoby powiedzieć z której strony głowy znajduje się wlot mego przewodu pokarmowego.
No więc siadam na fotelu, pani fryzjerka zakłada mi tę taką narzutę a'la Batman i rzuca standardowo:
- Jak strzyżemy?
Ponieważ jestem bydlę do imentu leniwe wykombinowałem sobie, że czym krócej mnie ostrzygą, tym mniej będę miał potem roboty z utrzymaniem owłosienia. Odpowiadam więc:
- Krótko.
Ale nie "Proszę mnie krótko opierdolić", wszyscy znamy ten kawał, prawda? Po prostu "Krótko".
Widząc jak pani zabiera się za nożyczki i zaczyna podcinać końcówki mych coraz bardziej siwiejących kudłów mówię:
- Maszynkę pani weźmie. Krótko ma być.
- Yyyy?
- Tak, naprawdę krótko. Maksymalnie na trzy milimetry.
- Jest pan pewien?
- Tak, proszę śmiało ciąć.
Babka wzięła maszynkę, zgoliła mnie po bokach (w młodości mówiło się na to a'la Depeche Mode, nie wiem jak się teraz mówi) i widzę, że znów sięga po nożyce, żeby "wymodelować" górę.
- Górę też krótko.
- Yy?
- No, maszynką znaczy się.
- Ale to będzie naprawdę krótko, wie pan?
- Wiem.
- Jest pan stuprocentowo pewien?
- Tak.
- No dobra...
Wciąż nieprzekonana, pani wzięła raz jeszcze maszynkę i dawaj kombinować z nasadkami, żeby nie było za krótko.
- Zdejmie pani tę nasadkę. Na milimetr wystarczy.
- Na milimetr?? Toż to pan prawie łysy będzie.
- Taką mam nadzieję.
- Jest pan pewien?
Na krześle w "poczekalni" siedzi facet, ewidentnie rozbawiony sytuacją. Słyszę słabo powstrzymywany rechot.
- Jestem pewien.
- Ale będzie pan zupełnie inaczej wyglądał przecież.
- W środku będę taki sam.
- Yyyy... Znaczy, hehe... - pani fryzjerka kulturalnie udała rozbawioną - czyli ciąć, na pewno?
- Ciąć.
W końcu coś się w niej złamało. Włączyła maszynkę i zjechała moją glacę na zero.
- Może być?
- No nie wiem - mówię - krótko strasznie.
- Yyyy?!
- Żartuję. Jest idealnie.
- Brodę i wąsy też zgolić?
Patrzę na swoje odbicie i dochodzę do wniosku, że z pustą glacą oraz prawie trzymiesięczną brodą wyglądam trochę jakby do góry nogami. Nie miałbym nic przeciwko, ale z drugiej strony skoro jest okazja...
- A, niech pani goli.
O brodę, że krótko będzie, już się pani nie pytała.
Dziwny świat.
Bo to kobieta była, za prosto do Niej mówiłeś, więc musiałeś powtarzać 3x 😉
łysa fryzura jest the best. Niestety moja super profesjonalna maszynka nie goli do gołej skóry, zostawia ok 1 mm.
Ciesz się, że nie jesteś babą. Jak ja sobie kazałam całość maszynką na 12 mm to fryzjerka chyba z 10 razy pytała… Już wzięła tę maszynkę, ale się upewnia, już ma ciąć, ale jeszcze się dopytuje. Kurde sama nosi fioletowe włosy i kolczyki i tatuaże gdzie popadło a jak normalny człowiek chce mieć praktyczną fryzurę roboczą to się będzie głupio pytać. Te ludzie to dziwne są czasami. Po tym jednak odkryłam że maszynka kosztuje 15 € a obcięcie maszynką 17 € i sobie kupiłam maszynkę, żeby nie musieć już na głupie pytania odpowiadać 😉
Strzyżenie jest dla mnie jedną z tych czynności, która budzi we mnie zagubienie i konsternację. Dlatego znalazłem sobie zakład, w którym tylko jedna pani wie co ma zrobić z moją głową, aby m wyglądał jak cywilizowany człek i za każdym razem siadając mówię jedno: „Tak jak zwykle” przechodząc od razu do pogaduch od pogody do moich treningów włącznie…
U mnie wręcz przeciwnie. Do czasów studiów nie strzygłem się w ogóle, dzięki czemu miałem takie włosy, że mógłbym spokojnie robić Roszpunce za kaskadera na planie filmowym. A potem przyszło prawie pięć lat wojska, gdzie przekonałem się, że łysa fryzura jest najpraktyczniejsza. Teraz z niepokojem wyczekuję pierwszych śladów łysienia i regularnie wyprowadzam ataki wyprzedzające czyli tnę się na zero 😉