Wczoraj pod wieczór, całkiem znienacka, po raz pierwszy odkąd pamiętam, mój pecet z Windowsem 10 poszedł w krzaki malin, gdzie kucnął i już nie wstał.
Żadne próby reanimacji nie pomogły - nie żebym się specjalnie na tym znał, ale zastosowałem wszystkie znane mi (i guglowi) tricki, jakieś fixmbr
, chkdsk
i parę innych - i nic.
Jako że na partycji Windowsowej niczego ważnego nie trzymałem, niewiele myśląc zrobiłem sobie instalkę na pędraku i przeinstalowałem windę od zera. Zalety - wstaje i działa jakby szybciej. Wady - pozapominał klucze ssh do różnych maszyn (zdalnych i lokalnych), więc trzeba to było wszystko znów poustawiać.
Przy okazji zrobiłem też małe przemeblowanie z kopią zapasową blogu. Przedtem skrypt do backupu uruchamiał się z tejże właśnie maszyny Windows, za pośrednictwem lokalnej instancji Ubuntu na WSL2, skąd łączył się po ssh / rsync ze zdalnym VPS-em, ściągał stamtąd pliki i kopie obydwu baz (WordPress + Miniflux), które lądowały w lokalnym folderze Dropbox, który się następnie synchronizował (przez lokalne niezbyt szybkie WiFi) z chmurą Dropbox, skąd inny klient Dropbox ściągał wszystko na lokalnego NAS-a podpiętego do rutera kabelkiem, więc to już w miarę szybko.
Strasznie skomplikowane.
Teraz skrypt do robienia kopii zapasowej siedzi bezpośrednio na NAS-ie, więc jak mi się komputer znów wykrzaczy, nie muszę się martwić o świeże kopie...
Na Bugu we Włodawie przybyło sześć.
W10? Pytam, bo W11 ma opcje reinstalacji systemu z zachowaniem ustawień wcześniejszej instalacji.
W10 też ma taką opcję, ale instalator w ogóle nie „widział” poprzedniej instalacji. Poza tym W10 ssie odrobinę mniej od jedenastki, więc dopóki działa, nie będę się przesiadał. Pomijam już fakt, że mój leciwy Fujitsu-Siemens nie jest (przynajmniej w teorii) zgodny z W11 bo ma starszy moduł TPM i trzeba kombinować różne fikołki, żeby nań postawić W11.
Bardzo techniczny wpis, ale miło się czyta… taki przypadek to zdecydowanie lepiej niż mechaniczne uszkodzenie.
Na zapasowym francuskim laptopie mam Linuxa i „fascynacje” Windą od tego czasu prawie mi się skończyły.
Pozdr.
Moja historia też ma ciąg dalszy. Okazało się, że ten nowozainstalowany Windows też się spiętrolił niecałe 24h po instalacji, więc teraz biega tam Mint i jest git majonez.
Brzmi jak problem z hardware. Dysk, RAM?
No raczej. Mój windows się nie składa po 24 godzinach. Właściwie to tylko raz musiałem przeinstalować system (Windows XP), ale też z powodu padu dyska.
Linux fujjjj
DGCC
jak przygotowujesz instalkę z ISO to można ustawić opcję – ignorowania wymagań na TPM.
To jakieś fatum mi wczoraj laptop się wziął i blue screenami żucał być może po ostatniej aktualizacji ( robiłem lewe ESU). Później tego samego dnia PS3 system wywaliła. Ale przynajmniej jest coś na plus i konsola i laptop dostał SSD (laptop miał już jeden na dane chciałem zamontować na system też ale wiesz jak z czasem)