Każdy ma w życiu jakieś tam ideały. Z biegiem czasu bywa, że jedne upadają, inne się rozmywają, a jeszcze inne błyszczą nieskażonym... no, błyszczeniem.
Pisząc "ideały" mam tu na myśli ludzkie wzorce do naśladowania - prawdziwe bądź fikcyjne.
Miałem w życiu wiele ideałów. Więcej tych fikcyjnych. Jednym z pierwszych był Trurl z lemowej Cyberiady. Potem, jak już trochę podrosłem, był Winnetou oraz równolegle z nim Fileas Fogg. Gdzieś tam po drodze była fascynacja edwardostachurowym Człowiekiem-Nikt - na szczęście niezbyt długa, ale przyznaję, że ów buddyjski archetyp pozostał w mej głowie na całe lata (nota bene czy ktoś zauważył, ile twórczość Stachury ma wspólnego z buddyzmem? A może tylko mi się tak wydaje?)
Jeśli natomiast chodzi o żywe ideały, to oprócz kilku postaci z mojej własnej rodziny, które końcem końców okazały się o wiele mniej krystaliczne i warte naśladowania, niż wydawało mi się za gówniarza, mamy Andrzeja Urbańczyka, niezłomnego samotnego polskiego żeglarza, który nie tylko niezłomnie samotnie po polsku żeglował, ale też potrafił o tym żeglowaniu pięknie pisać. Jak nie znoszę literatury marynistycznej, głównie ze względu na atakujące mnie zewsząd dzikie tabuny specjalistycznej terminologii (te wszystkie bezany, groty, fały, bejdewindy, topsle, sztagi, gafle, kabestany i tak dalej), tak książki Urbańczyka wielbię miłością czystą. Bije z nich pragmatyzm, niezłomność, przygoda i przede wszystkim autentyczność.
Drugą postacią, która - o zgrozo - jest według mnie świetnym wzorcem do naśladowania, jest niestety nieżyjący już od kilku lat amerykański komik George Carlin (czyli po naszemu tytułowy Jerzy Mops), Uwielbiam go za wulgarną bezpośredniość, celność w wystawianiu opinii na ważkie tematy oraz niezwykłą zgodność (z moimi) poglądów na kwestie polityki i religii.
Carlin w swoich skeczach wali prosto z mostu, co w ludziach bardzo cenię (a co w życiu codziennym częściej bywa przeszkodą, niż zaletą). Uważa zarówno religię jak i politykę za kompletny chłam i daje temu wyraz na każdym kroku. Jest antysystemowy, antykorporacyjny, antyglobalistyczny. Piętnuje lenistwo, głupotę i wygodnictwo. A przy tym robi to w taki sposób, że porywa publiczność do oklasków prawie po każdym zdaniu.
Jak sam twierdził, człowiek rodząc się dostaje jednorazowy, bezzwrotny bilet na pokaz szaleńców ("freak show"). Jeżeli natomiast urodził się w USA, ma gwarantowane miejsce w pierwszym rzędzie.
Carlin oprócz skeczów wypowiadał się również całkiem poważnie na tematy związane z wojną, polityką, globalnymi problemami ludzkości i tak dalej - za każdym razem podkreślając, że jako jednostka ma bolesną świadomość tego, że niewiele może zmienić, dlatego postanowił przyjąć postawę obserwatora i komentatora.
Jeżeli ktoś jeszcze nie zna tej postaci, gorąco zachęcam do wyguglania jego skeczów na Tyrurce. Dla niewładających językiem Lengłidż jest mnóstwo filmików z polskimi napisami.
Moje ulubione występy Carlina to "Dziesięć Przykazań" (https://www.youtube.com/watch?v=CE8ooMBIyC8) oraz skecz o tym, skąd się biorą politycy: https://www.youtube.com/watch?v=MvCo3SAz1Ho - jeżeli któryś z tych dwóch skeczów się Tobie, sympatyczny Czytelniku, spodoba, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że polubisz też inne jego występy. Ale raz jeszcze uprzedzam ludzi o wrażliwych uszach oraz moherowych mózgach: George nie cacka się ze słownictwem i wszelakiej maści motyle nogi i inne wujemuje latają tam na lewo i prawo, a po drugie jeżeli hołdujesz na poważnie jakiejkolwiek religii, skecze Carlina prawie na pewno wprawią Cię w oburzenie, a może nawet zniesmaczą.
Tak czy siak - bardzo polecam.
Bardzo, bardzo lubię Jurka. Ma świetny zmysł do obnażania głupoty i ignorancji przedstawicieli rasy ludzkiej. Poza tym jego mocno nietuzinkowe poczucie humoru to jest miód na moje uszy..
Ogólnie od dawna interesuję się stand-upem, głównie tym anglosaskim, ale zauważam, że w Polszcze również pojawiają się coraz ciekawsi komicy parający się tym fachem.
Z polskich standupowców (przepraszam za użycie słowa “dupo” na bądź co bądź publicznym blogu) to kojarzę jedynie Pazurę, ale mi on nie podchodzi za bardzo. Więcej w nim pazurowości niż śmiechu. Widziałem jeszcze z jeden czy dwa standupy w wykonaniu młodego Stuhra (nie taki ci on już młody btw) i Olki Szczęśniak – i więcej jakoś nie kojarzę. Z drugej strony, nie interesowałem się tematem za bardzo, więc może dlatego.
Jak zwykle to wszystko zależy od gustu i upodobań. Rafał Pacześ całkiem dobrze daje radę:
https://youtu.be/C_ACNyNNmZ0
O Abelardzie Gizie nie słyszałeś? Jak na razie wyrasta na guru polskiego standupu. Byłem na jego występie na żywo i to był jeden gromki śmiech.
https://youtu.be/IfnBbF9wf00
Oczywiście poziom jest różny, czasem polega tylko na nawrzucaniu jak największej ilości wulgaryzmów, ale czasem trafią się perełki. I stopień wrażliwości u odbiorców też jest różny – trzeba o tym pamiętać:)
Nazwisko “Abelard Giza” coś mi mówi, ale nie pamiętam, co. O Paczesiu nie słyszałem. W oba zapodane przez Ciebie linki zerknę dziś wieczorem, jak czas pozwoli…
Tak, zauważył, i popełnił na ten temat książkę:
pt. “Człowiek-nikt: prozatorska twórczość Edwarda Stachury w kontekście buddyzmu zen”. A ów popełniacz nazywa się Mirosław Wójcik. Czyż nie rozmawialiśmy o Jerzym Mopsie?