Jak zapewne większość (czyli dwie lub maksymalnie trzy osoby) moich Czytelników zdążyła zauważyć, na marginesie, który nota bene czasem pojawia się po prawej stronie, a czasem po lewej (od czasu, kiedy uczepiłem się skórki Carton Pro, po lewej, ale jak mi coś strzeli do łba, może przeniosę go znów na prawo albo na przykład na górę...), na marginesie, powiadam, mam trochę różnorakiego śmiecia. Dwa najbardziej (moim zdaniem) wartościowe elementy wśród tego śmiecia to komentarze (świadczące o tym, że ktoś tu nie tylko zagląda, ale też czasem coś napisze, za co mu chwała i chałwa) oraz wpisy z innych blogów. Blogi te nazywam optymistycznie "zaprzyjaźnionymi", chociaż tak naprawdę bardzo, bardzo niewielu owych "zaprzyjaźnionych" blogerów znam na żywo.
Niemniej jednak siedzą one tam sobie na owym marginesie i od czasu do czasu któryś z moich Czytelników nawet tam zerka i klika, co widzę w logach swojego niezmordowanego Apacza.
A jak sprawa wygląda w drugą stronę? Jest li gdziekolwiek w Sieci jakieś miejsce (oprócz Googla, który, niczym katolicki Bóg, jest wszędzie, z wyjątkiem piwnicy Kowalskiego), z którego ludzie doklikują się do mnie?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, zainstalowałem sobie na serwerze programik o niewiele mówiącej nazwie GoAccess, a następnie kazałem mu przemielić wszystkie logi mojego Apacza od początku świata.
Ponieważ, niestety, miałem już kilka przeprowadzek między serwerami, ów początek świata w tym przypadku to zaledwie początek czerwca 2014 roku, a więc coś ze 20% czasu istnienia bloga. Niby niedużo, ale jednak to prawie cztery miliony wpisów w plikach dziennika mojego Apacza. Jest się czym pobawić.
Nie chcę dziś przedstawiać pełnych analiz, które pokazał mi GoAccess po pracowitym przemieleniu owych prawie czterech milionów. Chcę tylko wspomnieć o innych blogach, które generują najwięcej kliknięć u mnie. Co oznacza, że gdybym miał u siebie jakiekolwiek reklamy, wypadałoby odpowiednią dolę przychodu z owych reklam odpalić tamtym blogerom. Niestety (a może raczej: stety), reklam nie wyświetlam i nie planuję tego robić w przyszłości, a więc dochód z reklam mam równy zero. Ale przynajmniej mogę tu i teraz rzucić ciepłym słowem w stronę owych blogów.
Na topie jest, co raczej nie powinno nikogo dziwić, blog Pendragona. Pomimo ostatnich przebojów z trollami tudzież innych zawirowań życiowych, Pendragon trzyma się świetnie i jego blog również. Łącznie ponad 30,000 wejść na xpil.eu zostało zarejestrowanych z blogu Pendragona (czyli http://around-ireland.blogspot.ie oraz http://around-ireland.blogspot.com).
Na drugim miejscu jest dość popularny "babski" blog Kasi, która kiedyś dawno temu zrobiła ten błąd i dodała link do mojego bloga u siebie na swoim prawym marginesie. Od czerwca 2014 roku odwiedzający blog Kasi (czyli http://zbabskiejperspektywy.blogspot.com) doklikali się do mnie ciut ponad 10,000 razy.
Na trzecim miejscu w tym mini-zestawieniu znalazł się blog Futraków - kłaniam się w pas, chociaż zapewne tego nie widzą, chwilowo utytłani po pachy w pieluchach. Niech Wam kolejne Futraczątko rośnie zdrowo! Od Futraków (http://futraki.blogspot.ie) miałem niecałe 4,000 wejść. Całkiem sporo.
Czwarte miejsce (i ostatnie, które dziś zaprezentuję) przypada w udziale portalowi podatki.ie, na którym kiedyś zamieściłem gościnnie wpis o kupowaniu mieszkań w trybie rent-to-buy. Ponieważ całkiem sporo ludzi nadal próbuje znaleźć takie okazje (niestety, cicho o nich od jakiegoś czasu, przynajmniej na Zielonej), znajdują tamten artykuł na Podatkach i doklikują się do mnie. Wejść z Podatków od czerwca zarejestrowałem trochę ponad półtora tysiąca.
A jak to wygląda w drugą stronę?
O tym napiszę może kiedy indziej. Dziś tylko uchylę rąbka tajemnicy, że sytuacja jest daleka od symetrii - ludzie ode mnie doklikują się w rozmaite dziwne miejsca, niekoniecznie do ww. blogów.
Tymczasem udaję się za zasłużony wypoczynek.
Dobranoc.
Spod stosu pieluch może tego nie widać ale puchniemy z dumy że znaleźliśmy się w tak zacnym gronie 🙂