Dziś króciutko, za to na dość interesujący temat.
Od jakiegoś czasu mówi się o Internecie Rzeczy. Do Internetu można podpiąć nie tylko komputer, za pomocą którego będzie się potem oglądać śmieszne koty lub tłumaczyć innym ludziom, o trzeciej nad ranem, dlaczego nie mają racji, ale również lodówkę, alarm domowy albo samochód.
Czytałem niedawno całkiem interesujący artykuł na ten temat - niestety, gdzieś mi się zapodział link do niego. Wnioski wypływające z tej lektury są niezbyt optymistyczne.
Sto lat temu jak ktoś miał młotek, to miał młotek. A dzisiaj, jak ktoś ma młotek podłączony do Sieci, to kwestia własności młotka staje się zagmatwana. Po pierwsze, dobra wiadomość: właściciel samego młotka to osoba, która za niego zapłaciła. Ale - po drugie - już niekoniecznie jest ona właścicielem praw autorskich do oprogramowania młotka. A już - po trzecie - na pewno nie ma nad młotkiem pełnej kontroli.
Znane są ponoć przypadki, kiedy firma produkująca samochody zdalnie wyłączyła komuś auto za to, że nie zapłacił w terminie kolejnej raty kredytu samochodowego. Ja rozumiem, dbanie o własne interesy, ale przecież dla niektórych ludzi dostęp do transportu to kwestia być albo nie być.
Nie tak dawno głośno było o gościu, który włamał się do kamery bezprzewodowej w sypialni dziecięcej na drugiej półkuli i zaczął obrzucać dziecko inwektywami (kamera była z mikrofonem).
Ponoć rutery niektórych producentów łączą się bez wiedzy i zgody użytkowników z serwerami producenta za każdym razem, kiedy użytkownik wysyła zapytanie DNS. Dzięki temu producenci ruterów zbierają bez naszej zgody mnóstwo informacji, którymi niekoniecznie chcemy się dzielić.
Zupełnie już pomijam kwestie bezpieczeństwa - już kilka lat temu znane były dziury w oprogramowaniu niektórych zaawansowanych modeli aut. Na przykład można było "wstrzynkąć" złośliwy kod do auta, posługujac się nieszyfrowanym połączeniem bezprzewodowym między czujką ciśnienia w oponie a szyną systemową. W efekcie można było wywołać np. awaryjne hamowanie, bez zgody kierowcy.
Wyobraźmy sobie złośliwca, który, włamawszy się do naszej lodówki, spreparuje specjalne zamówienie, przypominające zwyczajne, nie budzące podejrzeń zakupy z TESCO, a tymczasem zamiast bułek z serem i wędliny z keczupem, dostaniemy bułki serem i arszenikiem, ewentualnie wędlinę z pięciometylenodwutiokarbominianem potasu.
Większość urządzeń podłączonych do Internetu Rzeczy ma swoje systemy operacyjne zapisane w rozmaitego rodzaju pamięciach stałych, niemodyfikowalnych. A więc, jak się okaże, że w systemie operacyjnym naszej mikrofalówki jest dziura, trzeba będzie albo z tą dziurą żyć, albo wymienić całe urządzenie.
Aż strach pomyśleć do czego może dojść, kiedy do Sieci będziemy podłączać elementy naszego ubioru. Póki co mowa tylko o zegarkach i okularach, ale jak znam zapędy gigantów technologii sieciowych, lada moment dojdzie do sytuacji, w której inteligentne podeszwy naszych butów będą nam na bieżąco podawać nasze BMI albo ilość potu między palcami, inteligentne rękawy naszych koszul będą machać naszymi rękami, żeby pokazać nam kierunek dalszej jazdy wyliczony z podręcznego modułu GPS sprzężonego z komputerkiem zalaminowanym w kołnierzu, a inteligentne gacie ze stężenia metanu w naszych gazach wylotowych, jak też owych gazów temperaturze, będą wnioskować o ogólnym stanie naszego zdrowia, ewentualnie w czasie rzeczywistym publikować będą na Twitterze ostrzeżenia dla innych użytkowników, wraz z mapką dotarcia do najbliższego sklepu z akcesoriami wojskowymi oraz podawanymi na bieżąco cenami masek przeciwgazowych.
Jak mi się haker włamie go mankietu albo skarpetek, wtedy zacznę się naprawdę martwić. Póki co tylko marudzę 😉
Aha, i nawet nie zaczynam tematu kompatybilności. Upgrade systemu operacyjnego w lewej nogawce e-dżinsów, żeby poprawnie współpracowała z prawą nogawką e-kalesonów? Hmmm, kusząca perspektywa...
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.