Znam mnóstwo osób uzależnionych od codziennej porcji newsów. Telewizja, radio, wielkie portale informacyjne i tak dalej. Śledzą, komentują, obserwują, wnioskują i tak dalej.
Okazuje się, że newsy to forma uzależnienia, podobnie jak fajki czy ortofaszyzm. Można z tym walczyć. Dziś podam pięć powodów, dla których warto rzucić ten narkotyk.
1. Poczujesz się lepiej.
To jest truizm powtarzany miliony razy każdemu uzależnionemu. Ale to naprawdę działa. Newsy koncentrują się głównie na wydarzeniach negatywnych. W katastrofie zginęło 137 osób... Zgwałcono pudla... Zapowiadane trzęsienie ziemi... Awaria elektrowni... Operator drony omyłkowo postrzelił wielbłąda... i tak dalej, nieustający strumień negatywnych informacji leje nam się w umysły 24/7, aż wreszcie podświadomie zaczynamy w głowie budować wizję świata ogarniętego nieustającymi tragediami i jakoś zapominamy, że poza nimi dzieje się też mnóstwo rzeczy pozytywnych. Tylko że pozytywne informacje słabiej się sprzedają. To nasza wina! Tak już jesteśmy skonstruowani, że chętniej łykamy informacje o nieszczęściach i tragediach niż o tym, że gospodyni domowa z Ułan Bator opanowała dziś sztukę przyrządzania mielonych z ziemniakami.
2. Więcej osiągniesz w życiu.
Jeżeli zapytamy statystycznego uzależnieńca co osiąga dzięki oglądaniu / czytaniu newsów, ten (albo ta) odpowie bez wahania coś w rodzaju: "To nasz patriotyczny obowiązek, wiedzieć co się dzieje!" albo "Chcę wiedzieć co słychać na świecie" albo "Przecież nie możemy ignorować tych tragedii!" - żadna tych wypowiedzi nie odpowiada jednak na postawione pytanie.
Prawda jest natomiast taka, że pochłanianie newsów w żaden sposób nie przyczynia się o poprawienia jakości naszego (ani niczyjego innego) życia. Moglibyśmy w tym czasie nauczyć się jakiegoś obcego języka, albo przeczytać więcej książek, albo nawet zabrać się za "porządne" studiowanie tematów poruszanych w wiadomościach. Nasze piętnasto- czy pięćdziesięcioletnie wchłanianie newsów nie wpłynęło ani na skład Sejmu czy Senatu, ani nie pomogło ofiarom tamtego tsunami, ani nie miało wpływu na nic innego. Szprycując się newsami jednocześnie świadomie pozbywamy się możliwości samorozwoju oraz wpływania na świat.
3. Twój mózg wypocznie od bzdur.
Kontynuując wątek "osiągnięć" z poprzedniego punktu, wiele osób odpowie, że bardzo ważne jest partycypowanie w rozmowach dotyczących tych wszystkich wielkich wydarzeń, nad którymi trzęsą się wszystkie dzienniki. Smutna prawda jest jednak taka, że poza bardzo wąską (i na ogół trzymającą się od mass-mediów z daleka) grupą specjalistów większość uczestników takich rozmów to ludzie mający bardzo blade lub wręcz żadne pojęcie na dany temat. Ale będą oni się mądrzyć na piętnaście akapitów, żeby sobie wmówić, że poprzez dialog mają na coś jakiś wpływ, że się wewnętrznie wzbogacają i tak dalej. A tak naprawdę jedyny efekt takich słownych przepychanek jest taki, że ludzie podzielą się na obozy zwolenników i przeciwników danego poglądu. Jedni i drudzy będą brali swoje argumenty z głębokiej dupy, więc zysk z tego procesu zapiszemy z minusem negatywnie ujemnym.
4. Będziesz lepiej poinformowany, jeżeli tylko zechcesz.
Paradoksalnie zaprzestanie czytania / oglądania / słuchania newsów w efekcie spowoduje, że będziemy o wiele lepiej poinformowani o tym, co się dzieje na świecie. "Lepiej" w sensie głębi zrozumienia. Albowiem istnieje pierdylion lepszych źródeł informacji o świecie, niż newsy. Opakowanie butelki szamponu czytane podczas sesji w Komnacie Westchnień da nam więcej miarodajnych informacji, niż "sensacyjne doniesienia" z wielkiego świata newsów.
Zamiast więc powierzchownego muskania tematów warto na przykład przeczytać książkę (albo i dwie, dla pełniejszego obrazu) na dany temat. Będziemy wtedy wiedzieć o wiele więcej, niż zwykły pochłaniacz pierwszych stron portali newsowych.
Należy więc zawęzić "powierzchnię" newsów na rzecz pogłębienia wiedzy na różne tematy. Inaczej skończymy niczym lemowy Zbój Gębon z Cyberiady, dożywotnio pochłonięci śmieciowymi, ulotnymi informacjami.
5. Masz szansę pomóc innym.
Oglądając ofiary katastrofy kolejowej czy epidemii podlegamy dziwnemu psychologicznemu efektowi polegającemu na tym, że "skoro już to oglądam i się tym tak strasznie martwię i mam wilgotne oczy i wielką gulę w gardle to znaczy, że już się temu wystarczająco poświęcam, że się jednak angażuję" i tak dalej. W efekcie nigdy nikomu nie pomożemy, pozostając przyklejeni lekko łzawiącymi oczyma do szkiełek telewizorów, laptopów czy smartfonów. A obiektywna, naga prawda jest tu taka, że niezależnie od tego, czy będziemy ronić rzewne łzy nad tym nieszczęsnym pudlem, czy będziemy zamartwiać się ofiarami tamtej eksplozji, czy też przejdziemy nad tym obojętnie - ofiarom tych nieszczęść nie zrobi to żadnej różnicy.
Wyobraź sobie, że złamałeś nogę. Kość wystaje, ból taki, że prawie tracisz przytomność. Zależy Ci bardziej na tym, żeby ktoś jak najszybciej przyjechał z fachową pomocą, czy żeby oglądać obiektywy kamer z błogą świadomością, że miliard ludzi na Ziemi właśnie ogląda Twoją tragedię, łkając z cicha między jednym łykiem Coli a drugim?
No właśnie.
P.S. Dzisiejszy wpis jest moją luźną interpretacją tego oto artykułu: http://www.raptitude.com/2016/12/five-things-you-notice-when-you-quit-the-news/
WIELKI temat. Mój koment oczywiście nie dotknie „sedna” sprawy (czyt.: nie angażowania się w informacje), ale od jakichś dwóch tygodni przerzuciłem się na Twittera. Obserwuję kilka kanałów informacyjnych i to, co do tej pory zajmowało mi około 15-25 minut (przeklikanie kilku serwisów informacyjnych) teraz zajmuje max 10. Zwykle już po nagłówkach wiadomo o co chodzi, a jeśli dodać do tego 160 znaków dostępnych użytkownikom na Twitterze w kilka chwil można się zorientować w wydarzeniach. Nie wiem czy polecam, ale bardzo efektywne narzędzie.
Obrazek świetny! Co do nie-angażowania się w informacje to właśnie trzeba się angażować, jak najbardziej – tylko w sensowny sposób. A więc zamiast załamywać ręce nad losem biednych sierot znad Zambezi czy puszczaniem linków o trzęsieniu ziemi w Japonii do znajomych w Koziej Wólce, lepiej przekazać pięć złotych na pobliski dom dziecka albo przeprowadzić staruszkę przez ulicę… Może to trochę wyidealizowane jest, ale od zawsze uważałem, że lepiej czynić dobro we własnej, małej skali, niż udawać wielkie przejęcie w skali makro 😉
Przed świętami pomagałem koleżance zebrać termosy dla poznańskich bezdomnych. Oficjalnie jest ich lekko ponad tysiąc. Zrobiła wydarzenie na fb, podała swój nr konta (opcjonalnie: adres do przywiezienia nieużywanego termosu w prywatnym info). Po dwóch tygodniach akcji efekt jak poniżej. Wyszło, że w grupie znajomych da się zorganizować termosy dla (oficjalnie) 10% bezdomnych w Poznaniu. Da się!
Noż kurdę, o tym właśnie mówię. Wzorowa postawa!
http://rafalruba.pl/co-czytac/
Bardzo dobry artykuł. Dzięki za link, dodałem bloga do listy.
Oj tak, tak! Nic dodać nic ująć. Groteskowo jednak brzmi wyrwane z kontekstu wiadomości typu „zgwałcono pudla” albo „omyłkowo postrzelił wielbłąda” 🙂 Gdy się temu jednak bliżej przyjrzeć, to faktycznie ludzie karmieni takim g*wnem nie mogą normalnie myśleć i wyciągać właściwych wniosków, a już na pewno nie potrafią trzeźwo spojrzeć na swoje życie, za które odpowiadają, i na które mają wpływ (i tylko na swoje mają wpływ!). Super post!
Z tym pudlem to chodziło głównie o pokazanie poziomu wypowiedzi współczesnego dziennikarstwa. Moje ulubione to: http://i1.pudelekx.pl/17a22bef3d8a2594542e5ac362654d473d71b1a1/111-png
I to jest to co kilka lat temu mnie denerwowało – z każdej strony tylko te negatywy w „newsach” . Jak dla mnie to powinni zmienić nazwę na „pesymistyczne przekazy dnia ” czy coś w tym stylu 😛 . Stwierdziłam, że nie mam ochoty słuchać tych bzdur dlatego od kilku lat nie mam telewizora i jest mi z tym naprawdę dobrze!