Miałem szczerą chęć, żeby już do końca roku niczego nie umieszczać na blogu. Część czytelników jeszcze dogorywa po świątecznym obżarstwie, pozostała część już kombinuje, co by tutaj robić za trzy dni - jeszcze tego brakowało, żeby zaglądać na jakieś marne blogi!
Jednakowoż, zgodnie z obietnicą, ponieważ licznik odpowiedzi na mą bezsensowną ankietę sprzed kilku dni właśnie dobił do dziesięciu, podzielę się szybciutko wynikami.
Po pierwsze primo, wygląda na to, że Czytelników mam co najmniej dziesięciu. To sprawia, że muszę zweryfikować swoje poglądy na poziom intelektualny ludzkości. Naprawdę, aż takie tłumy tu zaglądają? Wstyd... No ale rozumiem, część z Was zapewne ma kłopoty z bezsennością, czytanie bloga jest zdrowsze niż jakaś chemia.
Po drugie primo, z niewiadomych powodów, całkiem spora część z Was była zainteresowana, w ten czy inny sposób, tematem gwoździ. Muszę Was rozczarować, ponieważ na gwoździach znam się jak szać na procie (czujny lemofil powinien w tej chwili wyłapać pewien dysonans semantyczny, ale czy wyłapie? któż to wie...). Gwoździ na blogu nie było, nie ma i nie będzie, tak mi dopomóż Antropomorficzna Personifikacjo, amen!
Po trzecie primo, okazuje się, że spośród wszystkich zaprezentowanych przeze mnie motywów graficznych bloga najbardziej podoba się Wam motyw bieżący. Łeb w łeb z nim podoba się Wam również motyw zBench, a więc ten, którego używałem całkiem na samym początku istnienia bloga. Pozostanę póki co przy motywie bieżącym, ponieważ łączy on dwie ulubione przeze mnie cechy: prostotę oraz sprytne "rozpływanie się" elementów strony w zależności od jej szerokości oraz rodzaju urządzenia. Strona wygląda doskonale zarówno na urządzeniach przenośnych jak też na pecetach, z dużą lub z małą rozdzielczością i tak dalej. Carton Pro zostaje. Howgh!
Po czwarte secundo, większość z Was odwiedza mnie "ręcznie", całkiem sporo korzysta też z czytników RSS. Nie wypełnił ankiety nikt, kto wszedłby na xpil.eu z polecenia znajomego bądź też z wyszukiwarki artykułów o gwoździach (to ostatnie jest dla mnie bolesnym zaskoczeniem, ale jakoś się trzymam).
Po ostatnie, piąte tertio, chciałbym podziękować tym z Czytelników, którzy w ostatnim pytaniu udzielili szczegółowej odpowiedzi opisowej zamiast strzelać opcjonalnego focha. Wasze komentarze, pełne peanów na temat mojego wysublimowanego poczucia humoru, radosnego podejścia do życia oraz innych etceterów, sprawiły, że chęć do pisania wcale mi nie przeszła, co może zmartwić tę część czytelników, którzy preferują humor związany ze skórkami od bananów bądź też problemami natury gastryczno-wiatrowej. Bardzo mi przykro, ale pierdnięcie wywołane poślizgnięciem się na skórce od banana nie znajduje się w pierwszej dziesiątce moich ulubionych żartów, jakkolwiek atrakcyjnie by ono nie wyglądało na papierze. Tzn. e-papierze.
Zmieniając teraz odrobinę temat, chciałbym na zakończenie opowiedzieć, jak rozrywkowo przetrwaliśmy dzień 24 grudnia, zwyczajowo przeznaczony na panikę kuchenno-podchoinkową.
Zaczęło się dzień wcześniej, kiedy to moja (skądinąd całkiem sympatyczna) Małżowina stwierdziła, że skoro ona ma wolne od hut, fabryk i zmywaków, przygotuje wyżerkę wigilijną dzień wcześniej, żeby nazajutrz nie musieć panikować, i żeby spędzić cały 24 grudnia w radosnej, spokojnej, bezstresowej atmosferze.
Małżowinka, z wydatną pomocą córki, która nader skutecznie opiekowała się młodszym braciszkiem, słowa dotrzymała i już w okolicach godziny dziesiątej wieczorem lodówka pękała w szwach od sałatek, barszczyków, ψάρι (po grecku: "ryba") oraz uszek. Dzięki temu nazajutrz aż do godziny 9:30 rano faktycznie nic nie musieliśmy robić i oddawaliśmy się słodkiemu lenistwu.
Około godziny wpół do dziesiątej nasz młody Latorośl (nie czepiać się, nasz Latorośl jest rodzaju męskiego!) zsunął się z parapetu na podłogę. Parapet ów znajduje się jakieś piętnaście centymetrów od rzeczonej podłogi, a Latorośl zsuwał się już z niego przedtem niezliczoną ilość razy. Tym razem jednak zsunął się tak skutecznie, że po wizycie u pana doktora oraz w szpitalu dziecięcym skończyło się na gipsie. Strasznie nam było szkoda tak zmarnowanego dnia tego małego bidulka, który ledwie trzy tygodnie wcześniej zaczął samodzielnie chodzić. Od ponad dwóch dni ma prawą nóżkę zagipsowaną od kostki aż pod kolanko, a więc zero chodzenia, zero wstawania, jakieś tam szczątkowe raczkowanie z prawą noga ciągnącą się z tyłu niczym zbędny balast. No widok po prostu przesmutny. Z tym, że przy okazji na własne oczy zobaczyłem to, o czym do tej pory tylko słyszałem: taki mały człowiek błyskawicznie potrafi pogodzić się ze swoją niewygodną sytuacją i po kilku zaledwie minutach lekkiego kwilenia przyjął swój nowy, biały, ciężki bucik do wiadomości i po prostu przeszedł nad nim do porządku dziennego. Niesamowita sprawa.
Ja swój pierwszy (i póki co - odpukać - ostatni) gips miałem w wieku... nie pamiętam, okolice siedemnastego roku życia bodajże. Przytrafiło mi się PPPPP czyli Pęknięcie Paliczka Podstawnego Prawego Palucha, czyli po naszemu duży palec u prawej nogi podwinął mi się pod stopę w czasie gry w badmintona. A ten kurdupel, jeszcze czternastu miesięcy nie ma, a tu proszę bardzo: gips pełną gębą.
Na początku stycznia okaże się, czy przedłużamy o kolejne cztery tygodnie, czy też zdejmujemy na dobre. Trzy mam kciuki.
Przerwę między świętami a końcem roku zamierzamy spędzić w gronie przeróżnych znajomych. Trzeba się widywać z ludźmi, to naprawdę świetny sposób na poprawę humoru. A nie jakieś tam blogi, panie. Blogi-srogi, w dupach się poprzewracało...
[yop_poll id="48"]
to faktycznie szkoda Małego; i tutaj dodam, że znam taką sytuację z autopsji, bo nasz środkowa latorośl miała podobnie. Ledwie postawiła pierwsze kroki(dwa dni!!!) i zsunęła się z kanapy. gips przez 4 tygodnie od paluchów do pachwiny! na lekko ugiętej nodze. Widok i śmieszny i przykry, ale jak mówisz, od razu niemalże przystosowałą się do sytuacji i żyłą z nią całkiem nieźle.
z tym, że u nas było to latem…
pozdrawiam i wspaniałego Nowego Roku życzę.
PS. czytelników jednak jest więcej, niż 3 🙂
PS2 a jak termomiks? o gwoździach pisać nie musisz, ale o nim mógłbyś coś tam wspomnieć. ja już wypunktowałąm mu wady z mojej strony widoczne, ale i tak ma o niebo wiecej zalet, więc one są jakby mało istotne.
Anka
Z tymi czytelnikami to ja specjalnie zaniżam, zawsze miałem problem z cyferkami, a do trzech jeszcze sobie jakoś radzę 😉 Tak naprawdę odwiedza mnie średnio między 80 a 120 osób dziennie. Termomiks żyje i ma się świetnie, mam w zanadrzu jeszcze z jeden czy dwa przepisy, powinienem wrzucić na dniach. Sprawdza się głównie jako siekacz do warzyw, dzięki czemu produkcja wszelakich sałatek zajmuje jedną piątą „normalnego” czasu. O gwoździach postaram się trochę przyhamować, pomimo zachęcających wyników ankiety 😉
tu trzeba mu przyznać(termomiksowi) że produkcja wszelkiech słątek idzie szalenie szybko, a u nas dochodzi produkcja litrów musów, i soków. dzieciaki uwielbiają wszelkie napoje typu „shake”, wychodzące spod noży:), no i ciasto drożdżowe…
czekam na te przepisy
A
Witam. Jak dla mnie to mogłoby być więcej fotek na blogu. Nie za dużo, bo nie fotki na blogu są najważniejsze.