Tym razem mój podświadomy talent plastyczny wyzwalany udziałem w niednudnych i kre(m)atywnych spotkaniach biznesowych wystrzelił w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Oto efekt:
Jak widać, ambitnie napoczęty projekt siódemki w bucie uległ niezwykle sugestywnej wizji artystycznej rodem z wczesnego przedszkolozoiku, czyli szlaczkowi z kropeczek otoczonych kreseczkami. Wisienką na torcie są wystające w trzy strony witki (samiczki, nie mylić z Witoldami) - niestety dolną witkę musiałem częściowo wykadrować ze względu na znajdującą się w jej bezpośrednim sąsiedztwie formułę panowania nad światem, będącą z kolei efektem ubocznym nienudnego i kre(m)atywnego spotkania biznesowego, w czasie którego niniejsze arcydzieło ujrzało świat (i vice versal).
Jak już zacznę sprzedawać moje prace biurowe za grube miliony, może pokuszę się nawet o utworzenie dla nich osobnej kategorii na blogu. Tymczasem jednak niech sobie tkwią pomiędzy innymi wpisami, jak gdyby nigdy nic.
Jak by powiedział S. Cooper: I'm not crazy. My mother had me tested.
😉
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.