Odgrażałem się, odgrażałem, wreszcie nastąpił ten dzień. Usunąłem swoje konto na Twarzoksiążce.
No dobra. Nie usunąłem tylko zdezaktywowałem. Dla postronnego obserwatora (niebędącego zarazem czytelnikiem tego bloga) wygląda to jednak tak, jakbym usunął.
A dlaczego? No cóż. Po niedawnej czystce na liście znajomych oraz po całkowitym odstawieniu Twarzoksiążki okazało się, że nadal żyję, że świat się nie zawalił, oraz że nagle mam jakby więcej czasu na różne inne rzeczy.
Czy zamierzam w związku z tym zacząć jakąś wielką kampanię przeciw Twarzoksiążce?
Nie, bo i po co. Jak ludzie chcą, niech sobie tam klikają. Nic mi do tego.
Czy uważam Twarzoksiążkę za coś złego albo niewłaściwego? Nie, raczej nie. W odróżnieniu od takiego, na przykład, palenia tytoniu, "siedzenie na fejsie" ma pewne zalety, no i nie wali tak po kieszeni i zdrowiu.
Jednakowoż, podobnie jak niegdyś Grono, również FB poszedł u mnie pod nóż. Strata czasu, za dużo śmiecia, i nieprawdziwe toto.
Oczywiście mój blog to też tylko swobodne elektrony hulające gdzieś na serwerze 🙂 Więc jak ktoś chce, niech się czepia, na zdrowie...
Jakby ktoś chciał się pośmiać, polecam niekonwencjonalny zegarek:
Ponieważ zablokowane są komentarze do wpisu "http://vps195875.ovh.net/blog/2011/11/10/dziesiec-tysiecy/" to buntowniczo odpowiadam tutaj:
ów czytelnik odpuścił sobie, bo zapewne doszedł do fragmentu "Dalszy ciąg będzie opowiadał o tym, czym jest / nie jest system kontroli wersji i w jaki sposób. Jeżeli jesteś w temacie, nie trać czasu – zajrzyj sobie na Dilbert.com albo na xkcd.com, albo idź na spacer…" 😉
Odnośnie tego wpisu – gratuluję zyskania najcenniejszego: czasu 🙂
Zaprawdę nie wiem jakimż to zrządzeniem losu zablokowało tamte komentarze – już odblokowałem.
no prosze, to jest nas juz dwoch. to ostanie jakie dziwne slowo… uzmyslowilem sobie po napisaniu 😉