Zazwyczaj nie wdaję się w dysputy polityczne, ponieważ nauczony wieloletnim doświadczeniem wiem, że zwykle kończą się one gorzej, niż się zaczęły. W skrajnych przypadkach, kiedy rozmówcy reprezentujący skrajnie odległe poglądy są nader krewcy, może nawet dojść do rękoczynów, nogoczynów lub (w wyjątkowych sytuacjach) zęboczynów.
Niemniej jednak czasami coś mnie podkusi, tak jak miało to miejsce dziś rano, kiedy to rozmawiałem z kolegą (mieszkającycm na co dzień w Polsce). Otóż kolega ów zaczął w pewnym momencie narzekać, że podatki wysokie, że drogo, i że to wszystko wina Tuska. I że gdyby zmienić tych na górze, byłoby lepiej.
Nie wiedzieć czemu, zawrzało we mnie (to chyba właśnie ten aspekt rozmów o polityce, o którym piszę na samym początku). Kurdę, taki mądry facet, a tu nagle wyjeżdża z takimi banialukami. Wysokich podatków nie da się znieść poprzez wymianę tak zwanej ekipy rządzącej z lewej na prawą, tak samo jak nie poprawi jakości potraw w restauracji wymiana tapet z niebieskich na zielone, ani wymiana chińskiego kelnera na holenderskiego.
Nieodmiennie zadziwia mnie w jaki sposób ludzie, po przeżyciu w Polsce ponad czterdziestu lat, nadal wierzą w to, że wystarczy zmienić tych "na górze" i sytuacja się nagle, cudownie, uzdrowi. Przecież "u steru" były już wszystkie ugrupowania, jak leci, z lewej, z prawej, ze środka, nawet z budki z piwem - i co? I dupa, żeby nie używać brzydkich słów.
Kiedy argumenty zaczęły się mieć ku końcowi, kolega ów podsumował, że ja to mam dobrze, mnie te problemy nie dotyczą, bo ja mieszkam w normalnym kraju. A on musi tam się męczyć.
A ja mu na to, że przepraszam bardzo, ale dziesięć lat temu owe problemy dotyczyły mnie tak samo jak i jego. I że ja sobie poradziłem, niech się teraz nie czepia...
Skąd u nas ta cała martyrologia - nie mam zielonego pojęcia. Na świecie jest prawie dwieście państw (a jeżeli uznać takie twory polityczne jak Kosowo czy Palestyna, nawet ponad dwieście), na pewno niektóre z nich oferują lepsze warunki podatkowo-gospodarcze niż Polska. Jeżeli miałbym do wyboru próbować zmieniać mentalność ponad trzydziestu milionów Polaków, żeby mi się żyło lepiej, albo zamiast tego po prostu wynieść się gdzieś indziej... Zaraz zaraz, przecież tak właśnie zrobiłem, prawda?
Jesteśmy wiecznymi narzekaczami. Mamy jedno życie, nie marnujmy go na udowadnianie czyje to są wina, Tuska, Kaczyńskiego czy Dody. Podobnie zresztą jak całkowicie rozmija sie z jakimkolwiek celem udowadnianie czyj Niewidzialny Człowiek jest lepszy, silniejszy, bardziejszy czy prawdziwszy. Na końcu i tak wszyscy lądujemy w tej samej windzie. Szkoda zdrowia na głupoty.
Z narzekaniem mamy jak mamy. Polacy w Irlandii też narzekają. Kraj się do nich źle dostosował;).
Ale oczekujesz, że osoby 50-80letnie wyjadą z Polski pracować za granicą bo ich własny kraj nie jest w stanie zapewnić im podstawowej opieki? Słabo to widzę.
Nigdzie nie ma rozwiązań, które zadowoliłyby wszystkich. I masz całkowitą rację, nie spodziewam się, że starsi ludzie powyjeżdżają, bo czym człowiek starszy tym trudniej o takie radykalne zmiany, nawet pomimo ciężkiej sytuacji materialnej.
Jednak mnóstwo ludzi młodych (lub w średnim wieku) po prostu boi się cokolwiek zmienić, pomimo tego, że fakty mówią same za siebie.
Po prostu drażni mnie sytuacja, w której człowiek z możliwościami stale narzeka zamiast zrobić coś konkretnego w celu poprawy własnej sytuacji.