Z moich zgrubnych wyliczeń wynika, że w zeszłym tygodniu przekroczyłem magiczną barierę pięćdziesięciu litrów.
I nie chodzi bynajmniej o wypitą w życiu wódkę ani piwo.
W zeszłym tygodniu odwiedziłem po raz kolejny stację krwiodawstwa w Stillorgan, a potem pomnożyłem i pododawałem kilka liczb i wyszło mi, że właśnie oddałem pięćdziesiąty litr krwi i zacząłem pięćdziesiąty pierwszy.
Dorosły facet ma w ciele średnio osiem litrów krwi. W moim przypadku należy mówić o około ośmiu i jednej czwartej litra, ponieważ ilość zależy od masy ciała, a ja do najszczuplejszych nie należę.
Pięćdziesiąt litrów to mniej więcej sześciokrotność tego, co mi płynie w żyłach.
Ponieważ na drugie pięćdziesiąt już nie mam szans, cieszę się, że udało mi się chociaż tyle. Taki... kamień milowy jakby.
O le!
Szacun przez duże Sz!
Z prostych wyliczeń wynika, że masz w sobie ~ -42 litry krwi. Czyli bezpiecznie [?] można w Ciebie wbijać różne mniej lub bardziej ostre przedmioty, bez ryzyka, że zakrwawisz otoczenie.
Żelazna logika, nie ma się do czego przyczepić 🙂
Gratuluje, u mnie tylko 2.5 litra ale i tak jestem dumna z siebie. 🙂
Od czegoś trzeba zacząć! Nieważna ilość, ważne, że pomagasz.
trafiłam tu przez literki……
Podziwiam :*