Jednoczesność

https://xpil.eu/DPFaH

2watches[1]

Dziś odrobina wydumanych, jednak nie do końca bezsensownych, rozważań prawniczych.

Ponieważ prawnik ze mnie taki jak z koziej dupy wyciskarka do twarogu, skupię się na jednym, w dodatku bardzo uproszczonym, przypadku.

Załóżmy, że pewne małżeństwo (Ania i Bartek) postanowiło się zabezpieczyć na wypadek swojej śmierci i złożyli testament. A tam stoi jak wół, że w razie śmierci któregokolwiek z nich, wspólny majątek dziedziczy współmałżonek, który pozostał przy życiu. A jak zginą obydwoje na raz, całość dziedziczy ich dziecko, Cezary.

Proste? No, w zasadzie tak, nie ma się do czego przyczepić.

Aczkolwiek zastanówmy się przez chwilę co tak naprawdę znaczy sformułowanie, że "zginą obydwoje na raz"?

Wyobraźmy sobie, że Ania z Bartkiem postanowili nieco się odchamić od spraw codziennych, Czarka pozostawili na gospodarce, a sami polecieli na Fidżi. Niestety, pechowo, ich samolot rozbija się na środku Pacyfiku, wszyscy pasażerowie giną na miejscu.

Zgodnie z testamentem, Cezary dziedziczy całość majątku, pomimo zgrzytających z zazdrości zębami krewnych i powinowatych Ani i Bartka. Ponieważ Cezary ma dopiero osiemnaście lat i nie potrafi za bardzo rozporządzać dużymi pieniędzmi, wydaje wszystko w dwa tygodnie. Szybkie dziewczyny, piękne samochody i tak dalej.

Tymczasem po trzech tygodniach okazuje się, że jeden z pasażerów tamtego feralnego lotu, (niejaki Darahid ibn Eram) jednak przeżył i był świadkiem, że Ania zginęła przed Bartkiem. Ba, tak się "szczęśliwie" złożyło, że w momencie katastrofy Darahid akurat pstrykał zdjęcia i udało mu się precyzyjnie uchwycić scenę, w której głowa Ani dostaje się pomiędzy fotele, które następnie zamieniają ją w krwawą miazgę, a Bartek przetrwał pierwsze uderzenie o powierzchnię wody i zginął dwie minuty później, kiedy pracujący jeszcze wirnik lewego silnika zmielił go na miskę flaków. Wszystko to widać wyraźnie na zdjęciach, a Darahid dodatkowo potwierdza, że wszystko widział.

Zgodnie z testamentem, Bartek odziedziczył więc całość majątku Ani. Co prawda nie na długo, bo tylko na dwie minuty, ale przecież testament nie precyzuje ile czasu musi upłynąć między śmierciami Ani i Bartka, żeby zostały one uznane za następujące jedna po drugiej, a nie równoczesne.

Ba, ustalenia fizyki einsteinowskiej wręcz wykluczają możliwość stwierdzenia równoczesności dowolnych dwóch zdarzeń we wszechświecie, teoretycznie unieważniając w ten sposób większość testamentów. Teoretycznie, albowiem wygląda na to, że nie ma znaczenia co stało się naprawdę, za to ma znaczenie w co uwierzą prawnicy i spadkobiercy.

W powyższym przypadku krewni Bartka, dowiedziawszy się o całej sytuacji, wstępują na drogę sądową, chcąc odzyskać należną im część swojego spadku. Prawo mówi bowiem, że po śmierci Bartka dziedziczą wszyscy mniej więcej po równo, a więc Cezary i jego siostra Felicja otrzymują po jednej czwartej majątku, podobnie jak rodzice Bartka, Gerwazy i Helena (więcej spadkobierców na szczęście nie ma, i dobrze, bo nie znam się na prawie spadkowym i właśnie zacząłem grzęznąć z moją opowieścią).

Niestety, pieniędzy po Ani i Bartku już dawno nie ma. Żaden prawnik nie chce się podjąć sprawy, która jest ciężka, niewdzięczna i w zasadzie nie do wygrania. Wszyscy uczestnicy opowieści są sfrustrowani: Cezary, bo przehulał całą kasę ze spadku, Felicja, Gerwazy i Helena, bo dostali figę z makiem, Darahin ibn Eram, bo ciągali go przez pół roku po sądach. Tylko Ania z Bartkiem mają święty spokój.

Powyższy scenariusz może się wydawać wydumany. Owszem, nieco przejaskrawiłem to i owo, jednak znam osobiście bardzo podobny przypadek - stąd też wiem, jak bardzo nasze ludzkie prawo jest nieprzystosowane do sytuacji, w których trudna do ustalenia kolejność zdarzeń ma decydujący wpływ na wynik końcowy procesu prawnego.

Na deser polecam lekturę "Tragedii pralniczej" Stasia od Lemów - bardzo pouczająca przypowieść o tym, jak prawo nie nadąża za szeroko pojętym postępem technologicznym. A przy okazji bardzo, bardzo zabawne.

https://xpil.eu/DPFaH

3 komentarze

  1. Hmmm… To ja powiem tak. Najważniejsze jest zachować zdrowy rozsądek, nie być łasym na cudzą kasę – tym bardziej, że już dawno wydana 🙂 i nie uprzykrzać życia innym.

    Powazniej mówiąc sadzę, że od śmierci do zrealizowania spadku muszą jeszcze nastapic i tak jakieś procedury prawne, niemożliwe do wykanania w czasie 2 minut. Samo prawne stwierdzenie śmierci i wypisanie aktu zgonu musi trwać dłużej.

    No chyba że jest się szefem parlamentu jakiegoś dziwnego kraju i na informację medialną o prawdopodobnej śmierci głowy państwa, nomen omen w katastrofie lotniczej, robi sie pospieszny skok na jego gabinet, sejf i fotel.

    1. Oczywiście, papierkowa robota może potrwać i z pół roku, ale nie o to chodzi. Dziedziczenie zachodzi w momencie śmierci, niezależnie od tego, ile czasu zajmie potem stwierdzenie i udokumentowanie co się stało, jak i kiedy.

      1. Problem z pewnością teoretycznie ciekawy, ale będę się upierał, że dziedziczenie następuje z chwilą (prawnie ważnego) stwierdzenia zejścia, a nie z faktu samego zejścia. Trzeba by jednak prawników zapytać.

        Ale mniejsza z tym. Nigdy niczego nie odziedziczyłem i nie zanosi sie abym odziedziczył coś, co warte byłoby więcej niż problemy z tym związane. 😉

Skomentuj SlaveckM Anuluj pisanie odpowiedzi

Komentarze mile widziane.

Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]

Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.