Zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego komentarz o zabarwieniu religijnym lub politycznym zamieszczony na jakimś forum prawie na pewno przerodzi się w kłótnię, niezależnie od tego, o czym jest samo forum / wątek?
Dlaczego forum poświęcone, dajmy na to, szydełkowaniu lub rybołóstwu, nie płonie nieustanną pożogą na temat przewagi szydełek profilowanych nad bambusowymi, czy spławików stałych nad przelotowymi, ale wystarczy, że na stronie poświęconej wyplataniu koszy wiklinowych ktoś rzuci tylko słowo o tym, że pisiory są głupie, albo że nie ochrzcił córki i prawie na pewno wywoła to wielką, najeżoną groźnymi partykułami dysputę, w którą wciągnięci zostaną nie tylko specjaliści od moczarkowania wierzby wiciowej, ale też pierdylion innych, całkiem przypadkowych osób, które akurat miały (nie)szczęście być obok?
Dzieje się tak z dwóch powodów.
Powód #1: Niski próg wejścia
Próg wejścia w dyskusję o wyższości boga X nad bogiem Y, czy partii A nad partią B, jest praktycznie zerowy – każdy uważa się tu za „eksperta” i w niepohamowany sposób wyraża swoją opinię. Całkiem inaczej sprawa ma się w przypadku dyskusji o kwarkach czy programowaniu w asemblerze x86 – tu powszechne rozumienie jest takie, że aby wziąć udział w dyskusji, należy posiadać choćby pewien początkowy zasób wiedzy.
Powód #2: Drugie „ja”
Przynależność do grupy religijnej X lub grupy zwolenników partii politycznej Y jest przez wiele osób postrzegana jako fragment własnej tożsamości. Czym więcej łatek sami sobie przypniemy („jestem prawo/lewo-sławny”, „jestem prawi/lewi-cowcem”, „jestem za/przeciw szczepionkom” i tak dalej), tym bardziej nasze przekonania religijne, polityczne czy inno-ideologiczne stają się w naszym mniemaniu częścią nas samych, a z tym się już rozsądnie dyskutować po prostu nie da, ponieważ „ja” bierze górę nad wszystkim innym.
Jeżeli weźmiemy udział w dyskusji poświęconej bitwie, czy wojnie która odbyła się tysiące lat temu, w jakimś obcym kraju, wówczas zjawisko to zanika i dyskusja sprowadza sie głównie do wymiany poglądów na temat suchych faktów, do których udało się dotrzeć historykom. Jest szansa na rzeczową dyskusję z minimum kurwolingwistyki, pomimo tego, że wydarzenie to z pewnością miało jakieś tło polityczne albo religijne.
Natomiast rozmowa na temat wydarzeń nam bliższych, jak na przykład jakaś bitwa Drugiej Wojny Światowej czy kwestia niepodległości Palestyny, czy właściwości profilu aerodynamicznego niektórych modeli Tupolewa w bezpośredniej odległości pewnych gaunków brzóz, natychmiast przywoła, jak ćmy do żarówki (choć prywatnie wolę określenie: jak muchy do gówna) dziesiątki uczestników; uformują się ze dwa lub trzy obozy, które będą się dzielnie przerzucać ekskrementami zza murów własnych przekonań.
No właśnie:
Przekonań
W dyskusji politycznej lub religijnej istotne jest głównie to, w co wierzy dyskutant. I nie ma żadnych racjonalnych argumentów ani metod na rozwiązanie tego problemu, ponieważ nie mamy żadnego wpływu na to, w co inni wierzą ani z czym się identyfikują, a w dodatku wielkości rozpatrywane zarówno w polityce jak i w religii są w większości przypadków niemierzalne (lub w najlepszym razie: słabo mierzalne).
Czyli co, przesrane?
Zasadniczo – tak.
Problemu nie da się rozwiązać, da się jednak mitygować jego efekty.
Nie wiem, jak (i czy w ogóle) radzą sobie z tym inni ludzie, ja robię tak:
Po pierwsze, nie daję się wciągnąć w dysputę polityczną (lub religijną).
Po drugie, jeżeli już się dam wciągnąć (zdarza się – rzadko, ale się zdarza), to staram się od czasu do czasu zdystansować do takiej dyskusji. Odłożenie „gorącego” tematu na bok na godzinę lub tydzień naprawdę pomaga – można w tym czasie próbować zrozumieć, o czym się tak naprawdę mówi, jaki jest (być może) punkt widzenia drugiej strony i tak dalej.
Wreszcie po trzecie – przez cały czas pamiętać o tym, co już napisałem powyżej:
Moja opinia to pudełko, które ze sobą noszę, i którego zawartość mogę wymienić na inną. Jeżeli tylko zaczynam sam włazić do tego pudełka, natychmiast przechodzę do „po drugie”. Jeżeli stanę się zawartością pudełka, wówczas przestanę myśleć racjonalnie i będę do ostatniej kropli krwi bronił (być może) bzdurnych racji, dla samego faktu ich obrony, nie pozwalając faktom na zmianę własnej perspektywy.
Końcowy wniosek?
A teraz zasiadam wygodnie, z torbą wirtualnego popcornu w jednej kończynie oraz kubłem wirtualnej Coli w kończynie odpowiednio drugiej i czekam 😉
Dodaj komentarz
15 komentarzy do "Dlaczego religia i polityka to punkty zapalne ludzkości?"
To prawda, pokłócić się można na każdy temat: https://xkcd.com/1285/
Jednak tematy okołopolityczne i okołoreligijne są „jakoś” zawsze najgorętsze na forach.
Mam nadzieję, że sam zauważyłeś, że Twoje wynurzenia, dlaczego religia powstała i czym religiesą teraz, są tak „niskoprogowe” (eleganckie określenie swobodnego bajdurzenia), że bardziej nie można, więc aż świerzbi… Wypadałoby poczytać trochę antropologów religii, religioznawców etc., a nie tylko jednego z drugim pobożnego lub antypobożnego palanta. Albo po prostu nie zabierać głosu.
Tak przy okazji to w Polsce, kraju podobno ostro religijnym, przez ostatnie sto lat przemocą głównie minimalizowano ilość wierzących, czasami też na zasadzie cel uświęca środki. Na ale aby to zauważyć trzeba wiedzę historyczną postawić przed tożsamościowym zacietrzewieniem.
Religie to nic innego jak objaśnienie skąd się wzięliśmy i co się z nami stanie po śmierci, przedstawione w sposób niepodlegający żadnej weryfikacji doświadczalnej. Prościej się nie da. Religioznawcy mogą sobie szukać niuansów i różnic, ale główna zasada pozostaje ta sama: człowiek boi się ciemności.
A głos zabieram, bo mogę i chcę. Jeżeli komuś się to nie podoba, nikt nikogo tu na siłę nie trzyma 😉
P. S. Na tym blogu jest prawie 2000 wpisów, a Ty komentujesz akurat wpis o religii i polityce. Think about it. Take all the time you need 🙂
„Manie” racji wartościa najwyższą, pod prąd faktom, logice i zdrowemu rozsądkowi! 😉
” ty pier… ch…u” to ja regularnie mówię przy kolacji wigilijnej. Bez owijania w bawełnę, pełna wersja brzmi: „Ty pieroga chcesz ugryźć?”
niektórzy prowokują wyrażając się w ten czy inny sposób o religii, bo wiedzą, że zawsze ludzie skoczą sobie do gardeł. Zresztą autor tego bloga również to czyni. Nie wiem po co, bo żarty na niektóre tematy są co najmniej nie na miejscu, nie mówiąc o tym, że są marne.
Niektórzy natomiast uparcie podążają za jedną, konkretną religią, zamiast najpierw sprawdzić przynajmniej kilka i wybrać sobie taką, która im najbardziej odpowiada.
Co do żartów natomiast, to się absolutnie z Tobą zgadzam, są bardzo nie na miejscu, marne i Wogle. Czas zamknąć bloga i podążyć za tymi, którzy z religii nabijają się z klasą 🙂 Tylko skąd ich wziąć? Jakieś podpowiedzi?
Ciekawe spostrzeżenie. Btw. przez to, że mię maltretowali na studiach historią starożytną… powiem to, albo napiszę. Religia to polityka. Religia usankcjonowane prawo tych, którzy zdominowali grupę i chcą tę władzę przekazać.
No tak, czasem ludzie się uważają za wszechwiedzących, a poza tym wzmacniają tak sobie pozornie poczucie własnej wartości, kiedy kogoś zajazgają w sprawie dzisiejszych rządów, ale czy o to chodzi?