Dziś rano wymyśliłem sobie grę. Może nie jest ona zbyt ambitna, ale nic nie szkodzi. Dzięki temu pasuje do tego bloga jak ulał.
Do gry wymagane są następujące rekwizyty:
- Samochód
- Kierowca
- Trasa
Jako trasę wybrałem sobie mój codzienny dojazd z domu do pracy. Gra polega na uzyskaniu jak największej ilości punktów, w następujący sposób:
- Liczymy wszystkie światła, przez które przejeżdżamy
- Osobno liczymy wszystkie zatrzymania auta na czerwonych światłach, przed którymi musieliśmy się zatrzymać w odległości nie większej niż pięć aut. A więc jeżeli stoję na czerwonych światłach jako szósty, już się nie liczy, ale jeżeli stoję jako piąty, a potem (z powodu - na przykład - korków) nie uda mi się przejechać na zielonym i stoję drugi raz na tych samych światłach, liczy się jako 2.
- Po dojechaniu do celu odejmujemy drugą liczbę od pierwszej.
- Wynik ww. odejmowania to ilość punktów, które ugraliśmy.
Mój wynik dzisiaj to 54 punkty. Z domu do pracy mam (okazuje się) 72 światła, z czego zatrzymać się z powodu czerwonego musiałem 18 razy.
Dopóki tego nie policzyłem, zawsze wydawało mi się, że zatrzymuję się średnio na co drugich światłach. Jednak jest to rozumowanie absolutnie błędne, z dwóch zasadniczych powodów:
- Jeżdżę najczęściej trasą główną, a zielone na głównej trwa dłużej, niż na podporządkowanej
- Po drodze jest mnóstwo przejść dla pieszych ze światłami włączanymi ręcznie przez pieszego. Takie przejście nazywa się w lokalnym narzeczu "pelican crossing" - zawsze zastanawiało mnie, dlaczego akurat "pelican" a nie na przykład "penguin" czy, bo ja wiem, "stork"? Ale któregoś dnia pomodliłem się do wielkiego G, a ten spłynął na mnie łaską Wiedzy: PELICAN to skrót od "PEdestrian LIght CONtrolled". I wszystko jasne... CON zamienili na CAN, żeby było zabawniej (albo z powodu dysgrafii). Takie przejścia są "czerwone" bardzo rzadko, więc znacząco podbijają wynik.
Wracając jednak do tematu głównego - myślę sobie, czy takie liczenie punktów jest uczciwe. A co, jeżeli ktoś inny chciałby liczyć punkty na innej trasie? Dłuższej, albo z innym zagęszczeniem świateł?
Wychodzi na to, że dzielenie liczb zamiast ich odejmowania może dać "bardziejszy" wynik. W sensie, bardziej uniwersalny...
Jeżeli tak podejść do sprawy, to ugrałem dziś cztery punkty. Ha!
Hm.
Ugrałam całkiem sporo dzisiaj rano – trafiłam na zieloną falę i nie zatrzymałam się na czerwonym świetle ani razu (nie przejechałam też przez skrzyżowanie na czerwonym…). Jak mi się nie zapomni to policzę ile tych skrzyżowań ze światłami mam w drodze do pracy…
No to nici z mojego sposobu liczenia z dzieleniem. Pamiętaj, cholero, nie dziel przez zero…
Eeee…. Ja z góry znam wynik. Beznadziejna ta gra.
Bo w końcu ile można ugrać mając po drodze jedne świata 🙂
Zazdroszczę!