Przytrafiło mi się niedawno, że zamiast, jak pambuk przykazał, używać stabilnej wersji Firefoxa, zainstalowałem sobie wersję Nightly. A więc taką, która aktualizuje się w zasadzie codziennie, z developerskego repozytorium Mozilli.
Wszystko działało pięknie aż do dzisiejszego dnia, kiedy to Nightly zgłosił mi, że jeden z dodatków jest niekompatybilny z tą wersją.
Dodatkiem okazał się LastPass, co siłą rzeczy spowodowało silną czkawkę: brak dostępu do jakiegokolwiek konta online.
Myślę sobie, czort z tym, instaluję z powrotem wersję standardową, stabilną.
Tak też zrobiłem. Z gołego Firefoxa do takiego w miarę działającego brakowało mi tylko trzech wtyczek: LastPass+Xmarks, AdBlock no i All-In-One-Gestures. Zainstalowałem wszystko jak trzeba, patrzę, a tu literki jakieś takie małe, cholera.
Myślę sobie, wzrok mi się na starość psuje, nie ma co się oszukiwać, trzeba iść do okulisty.
Ale zaraz potem sobie pomyślałem, zaraz, moment, jakim cudem jeszcze rano widziałem wsystko ładnie i ostro a po południu już nie? Wzrok się przecież psuje trochę wolniej (z wyjątkiem drastycznych scenariuszy z cyrklem, ale o czymś takim raczej bym pamiętał).
No i mię tkło: przecież mam ekran 1920x1080, a przekątną rozmiaru afrykańskiego (15 cali), więc siłą rzeczy wszystko musi wydawać się mniejsze. Trzeba grzebnąć w ustawieniach DPI.
I tu zrobiłem wielki błąd. Zamiast udać się do sprawdzonych źródeł (sam przecież pisałem o tym jakiś czas temu), postawnowiłem pójść na pamięć. Wstukałem w pasku adresu about:config, znalazłem opcję layout.css.devPixelsPerPx i radośnie zmieniłem ją z minus jeden (ustawienie domyślne) na sto dwadzieścia. Po czym zrestartowałem Firefoxa - i tu się moje rumakowanie skończyło. Albowiek Firefox grzecznie uruchomił się z interfejsem powiększonym studwudziestokrotnie. Jak się można domyślać, widać było tylko maleńki kawałek górnego lewego narożnika okna przeglądarki - to znaczy, maleńki to on jest w wersji 1:1. W mojej wersji zajmował on cały ekran. O żadnym przewijaniu ani zoomowaniu nie było mowy. Uruchomiłem Firefoxa jeszcze raz, z Shiftem (co powinno, teoretycznie, zresetować ustawienia i włączyć go w trybie awaryjnym), ale najwyraźniej tego konkretnego ustawienia Shift nie resetuje.
Czyżby więc dupa, myślę sobie?
W sukurs przyszedł mi jak zwykle Google i jego niezawodna wyszukiwarka, dzięki której udało mi się namierzyć plik prefs.js w folderze z profilem, tam wstawiłem kropkę (zamieniając 120 na 1.20), uruchomiłem przeglądarkę - i voila! oto piszę teraz ten nudny wpis, na zreanimowanej świeżo przeglądarce.
Po raz kolejny więc okazało się, że czasem warto zajrzeć do instrukcji obslugi zapalnika przed przecięciem kabelka.
Nasuwa się nieuchronnie pytanie jak się dostałeś do internetowych zasobów Google będąc pozbawionym przeglądarki służącej do przeglądania tychże zasobów?
(bo nie użyłeś mam nadzieję przeglądarki, której nazwy boję się wymawiać, albowiem jej wymawianie sprowadza klątwę na użytkownika, jego dzieci i wnuki).
Po pierwsze primo, ie nie jest już taki straszny, a po drugie primo użyłem przeglądarki od wielkiego Goo, którą na szczęście miałem zainstalowaną.