Czwartki są inne od całej reszty, bo w odróżnieniu od pozostałych dni, we czwartki pracuję w biurze. A więc wcześniejsza pobudka, żeby zdążyć na pociąg do stolicy. Pobudka, dodajmy, dwuosobowa, bo żonka zawozi mnie autem na stację.
Plecak z klamotami do biura (czyli tak naprawdę laptop + mysz) przygotowuję sobie zawsze poprzedniego dnia, żeby nie zapomnieć. Bo rano człowiek niewyspany, nie zawsze jest też czas na kawę. Lepiej na zimne dmuchać.
Tak też było i tym razem. Żona podrzuca mnie na stację, kupuję bilet, wsiadam do pociągu. Sięgam do plecaka po słuchawki, chwilowo na tapecie "The Reality Dysfunction" Petera F. Hamiltona. I co widzę?
A raczej czego nie widzę?
Laptopa nie widzę. Noż kurdę. Przecież wczoraj spakowałem, pamiętam. Tymczasem przegródka w plecaku - pusta. Zamykam plecak. Otwieram jeszcze raz. Bez zmian.
Bez laptopa nie ma co jechać. Wysiadam, dzwonię do żony, mówię co i jak. Żona dosłownie sekundę temu zajechała pod dom, jeszcze nie zdążyła wysiąść z auta. Do odjazdu pociągu zostało jeszcze jakieś 12 minut. Przy dobrych wiatrach minuta na zgarnięcie laptopa, pięć minut jazdy, zdążę. A nawet jeżeli nie zdążę, rano jeździ do stolicy dużo pociągów, złapię następny. Jakoś ogarnę. To nie fin du monde, jak śpiewa Edytka.
Rozłączam się, czekam. Ale coś mi ten plecak podejrzanie ciąży. Noż kurdę, myślę sobie, co ja tam mam, cegły jakieś?
Zaglądam jeszcze raz. Tym razem do tej mniejszej przegródki.
I co?
I laptop! Jakimś cudem wczoraj wieczorem zamiast go zapakować, jak pambuk przykazał, do większej przegródki, gdzie ma taką swoją specjalną kieszeń, wcisnąłem go na bylejako do mniejszej, gdzie latał luzem jak worek ziemniaków na pace dostawczaka.
Szybki telefon do żony, że odbój, wszystko w normie, laptop namierzony.
Ech, problemy pierwszego świata.
Stare powiedzenie mówi, że gdy się nie ma w głowie, to trzeba mieć w nogach.
W tym przypadku w nogach dwóch osób, co jest dowodem na zaraźliwość przypadłości.
Pojechałem kiedyś do biura bez laptopa. Wyszło że w sumie – dałem rady na komórce; dzień w którym jestem w biurze to i tak głównie spotkania; a do komórki można podpiąć monitory w salach konferencyjnych. Nie wszystko byłem w stanie zrobić; niektóre rzeczy trochę niewygodnie – ale co do zasady przetrwałem dzień w biurze.
Dodatkową myszkę i słuchawki i tak od dawna trzymam w kontenerku w biurze. Polecam!
W moim przypadku niewykonalne. Ten konkretny egzemplarz laptopa jest wymagany, żeby się zalogować do systemów klienta. Bez myszy czy klawiatury jeszcze bym ogarnął temat, bez laptopa nie da rady.
“nie wszystko byłem w stanie zrobić”
Otóż to. Jest wielka różnica między “Nie wszystko mogłem zrobić” a “Nic nie mogłem zrobić” 🙂