Usłyszałem wczoraj od znajomego przezabawną opowieść. Autentyk. Opowiadam w osobie pierwszej, bo mi tak zabawniej, ale to nie mnie się to przydarzyło, tylko temu znajomemu.
Miejsce: pizzeria Apache, gdzieś w centrum Dublina
Czas: trzy dni temu, pod wieczór.
Siedzę sobie w pizzerii, reszta ekipy przed chwilą wyszła, ja właśnie sięgałem do kieszeni żeby zapłacić rachunek, kiedy poczułem lekkie klepnięcie w ramię.
Odwracam powoli głowę i widzę na swoim prawym ramieniu, trochę z tyłu, kawałek pizzy. Zerkam w stronę, z której ów kawałek przyleciał i widzę dwa stoliki dalej gościa, który wygląda, jakby dosłownie przed chwilą rzucił we mnie pizzą. Jeszcze mu keczup kapał spomiędzy palców.
Pana, który rzucił pizzą, nazwijmy Panem A
Myślę sobie, nie można tego tak zostawić. Co prawda jestem sam, a facet na ułomka nie wygląda, ale co tam.
Wstaję, pochodzę do niego żwawym krokiem i mówię prosto z mostu:
- Buddy, I got your pizza on my shoulder.
Szkoda, że sobie tego zdania najpierw nie powiedziałem w głowie - zabrzmiało raczej mało groźnie, tak bardziej zabawnie. Ale tutaj - zaskoczenie. Słyszę za plecami jakiś ruch - i zanim zdążyłem powiedzieć "chrzęskrzyboczek pacionkociewiczarokrzysztofoniczny", na twarzy miotacza wylądowała nieoczekiwanie pięść tego gościa z tyłu.
Właściciela niespodziewanej piąchy nazwijmy Panem B
W jednej chwili przez głowę przeleciało mi mnóstwo intensywnych myśli, kilka całkiem niedorzecznych - byłem totalnie zaskoczony sytuacją, i nie do końca zrozumiałem, dlaczego jakiś całkiem obcy facet staje w mojej obronie. Prędzej spodziewałbym się, że kolesie Pana A spuszczą mi łomot. A tu - proszę bardzo, rycerz na białym koniu.
Tymczasem Pan A oraz Pan B tarzali się teraz między stolikami, napieprzając się na ostro. Pojawiły się krople krwi z rozbitej wargi Pana A oraz z rozwalonego nosa Pana B, który wyglądał tym bardziej niesamowicie, że miał gębę całą resztkach w pizzy, a ponieważ dodatkowo był nie całkiem trzeźwy, można się było tej facjaty naprawdę przestraszyć.
Z okrzyków i obelg, jakie rzucali do siebie nawzajem walczący, zrozumiałem wreszcie co się stało. Historia stara jak świat. Jeden z nich przespał się z dziewczyną tego drugiego, o czym tamten dowiedział się chwilę temu i w ataku furii cisnął w gościa pizzą. Mi dostało się tylko trochę, w ramię, bo siedziałem na przedłużeniu linii strzału. Faceci mieli mnie głęboko w dupie i jedyne na czym im teraz zależało to zabić tego drugiego. Albo przynajmniej zafundować temu drugiemu dłuższy pobyt w szpitalu.
Wahałem się chwilę. Wreszcie podszedłem do walczących, kopniakami ich rozdzieliłem, wyjaśniłem, że nie warto tracić zdrowia, i że skoro się stało jak się stało, to widocznie dziewczyna nie jest tego warta. Trochę to zajęło zanim im para z gwizdka zeszła, ale wreszcie zaniechali prób morderstwa. A ja? Cóż, zapłaciłem rachunek i wyszedłem w chłodną, dublińską noc.
[yop_poll id="13"]
Skojarzyło mi się z powiedzeniem, że gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta – w tym przypadku korzyścią byłaby pizza gdyby ją w porę złapać 🙂
Pizza z pagona. “Szeregowa” – cała zielona. “Kapral” – z dwoma paskami z szynki… itd. W sumie ciekawa sprawa 😀