Przytrafiło mi się niedawno wziąć udział w internetowej dyskusji na temat wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, a konkretnie - jednego modelu Kindle nad drugim.
Z dyskusji oczywiście nie wynikło nic wiążącego, czego należało się spodziewać. Zamiast więc strzępić swój niewyparzony jęzor po próżnicy wziąłem sempiternę w rodzaj takich jakby wielorzemykowych pęt (po naszemu: dupę w troki) i przeprowadziłem eksperyment, którego zadaniem było ustalenie czy Kindle Paperwhite (wersja z 2013 roku) jest faktycznie lepszy od Kindle Classic (wersja z 2012 roku). Odłożyłem swojego Classic do lamusa, cichaczem ukradłem Żonce jej Paperwhite i dokończyłem sobie siódmy tom "The Expanse" na tymże.
Dziś króciutko o wynikach ww. eksperymentu.
Kindle Classic jest lepszy, bo:
- Bateria trzyma dobre 2-3 tygodnie (dokładnego czasu nie da się ustalić, bo to zależy od tego ile kto czyta - ja czytam jakieś dwie godziny dziennie pi x oko, czasem trzy). Paperwhite musiałem ładować co
2-3 dnitydzień. - Brak ekranu dotykowego sprawia, że mogę bez ryzyka złapać czytnik praktycznie w dowolny sposób bez potrzeby uprzedniego wyłączania go i bez ryzyka przewalenia kilkudziesięciu losowych stron w kieszeni.
- Zaznaczanie oraz wyświetlanie definicji słówek jest bardziej przewidywalne. Klawisze kursora działają bardzo płynnie (i z minimalnym opóźnieniem), dzięki czemu dotarcie do każdego słówka to kwestia sekundy, góra dwóch, a zaznaczenie notki (zarówno początek jak i koniec) jest funkcją domyślną centralnego przycisku, więc robi się to szybko i sprawnie. W Paperwhite grube paluchy przeszkadzają, w dodatku trzeba się trochę nagimnastykować jeżeli zaznaczony tekst biegnie przez podział stron.
Kindle Paperwhite jest lepszy, bo:
- Można sobie wybrać więcej ładnych czcionek i ich grubości, a także zapisać swój własny, indywidualny profil ustawień wyświetlania.
- Regulowane podświetlenie ekranu pozwala dopasować jasność do aktualnie panujących warunków otoczenia (ciemny pociąg? nocka?) - w wersji Classic jesteśmy skazani na światło z zewnątrz (słońce, lampa itd).
- Wyższa rozdzielczość ekranu sprawia, że tekst jest odrobinę bardziej czytelny.
- W sporadycznych przypadkach kiedy potrzebujemy klawiatury, ekran dotykowy jest wygodniejszy. U mnie to było wyłącznie wpisanie hasła do sieci WiFi, co się robi raz, ale niektórzy robią sobie notatki na czytniku i wtedy ten aspekt zdecydowanie wygrywa.
Summa summarum...
Nie ma zwycięzcy 😉
To znaczy tak: wygrywa ten albo tamten, w zależności od tego co kto lubi. Trzeba też pamiętać, że za cenę jednego Paperwhite można kupić prawie dwa i pół Classic...
Zależy kto czego szuka, a jak szuka to wystuka i znajdzie.
U mnie ppw trzyma [przy zbliżonym obciążeniu] spokojnie kilkanaście dni.
W ppw brakuje mi guziczków do zmiany strony…
Paperwhite’a musiałeś ładować co 2-3 dni?! Ja swojego, kupionego w grudniu, ładuję raz na dwa tygodnie (a czytam godzinę-półtorej dziennie).
Też wolę fizyczne przyciski od ekranu dotykowego, ale w PW chwalę sobie podświetlany ekran (można czytać po ciemku, a co ważniejsze, poprawić kontrast, gdy oświetlenie jest nie najlepsze) oraz szeroką gamę krojów czcionek (zmieniam font co książkę, żeby urozmaicić czytanie od strony typograficznej).
Odszczekuję. Po wyłączeniu WiFi i zmniejszeniu podświetlenia na 20% trzyma ponad tydzień. Nadal mniej niż stary Classic, ale już dużo lepiej niż poprzednio.
Ja swojego Classica zostawiłem gdzieś na bezdrożach Etiopii (serio gdzieś podczas pakowania się zawieruszył) i od tamtej pory korzystam z Paperwhite’a, ale rzadziej niż wcześniej. To ciągłe przez przypadek zmienianie stron mnie strasznie irytuje…
To ja wolę swojego pocketbooka z podświetleniem, ekranem dotykowym i przyciskami. Trzyma ponad miesiąc, można zmieniać fonty i w ogóle fafarafa xd
Zwłaszcza fafarafa!
O kurka. A ja nadal Kindle 3 keyboard 3G używam…. Zgroza!