Kolejny fantastyczny pokaz kreatywności w zakresie interpretacji przepisów o ruchu drogowym dał dziś kierowca kremowego Mercedesa. A było tak:
Jadę sobie potulnie w sznurze aut, lewym pasem. Jakieś piętnaście aut przede mną - rondo. Prawy pas puściutki, wszyscy jadą lewym, bo na rondzie zjeżdżają od razu w lewo na M50. Jadę koło za kołem, średnia prędkość w okolicach pół kilometra na godzinę. Jedynka, półsprzęgło, leniwie o pół metra do przodu, luz, jedynka, półsprzęgło...
Wtem widzę, że z dróżki po prawej stronie próbuje się do ruchu włączyć kremowy Mercedes. Jako osobnik kutrul... kultrul... noż kulturwa jego mać, KULTURALNY, zwalniam jeszcze bardziej (za chwilę moją prędkość będzie można podawać w jednostkach zespolonych), Mercedes włącza się do ruchu lewym pasem. Przypomnę, dla tych, którzy przespali poprzedni akapit: prawy pas puściutki. Na lewym - korek na pół kilometra.
W ślimaczym tempie dobijam wreszcie po paru minutach do ronda (jednak obeszło się bez jednostki urojonej), patrzę, a ów kremowy Merc wbija się na rondo, włącza PRAWY kierunkowskaz i objeżdża calutkie rondo dookoła, zjeżdżając zeń wreszcie przedostatnim zjazdem.
Gdybym miał w kieszeni scyzoryk, byłby się on otwarł niechybnie.
Niechże ich dunder świśnie, zaprawdę.
A może on myslał, że pas prawy zamknięty albo zablokowany skoro wszyscy na lewym więc i tam się ustawił 😉
Mnie też co dzień kierowcy zadziwiają i sam sobie się dziwie z jakim spokojem to przyjmuje. Chyba zaczynam życ stylem irlandzkim
Ahh, temat głęboki jak śląskie kopalnie. Nie mieliśmy raczej do czynienia z miejscowym woźnicą, o czym świadczyć zdaje się włączony kierunek.
Nie dalej jak dwa dni temu pomknęlim służbowo na południe kraju. Na tylnym siedzeniu koleżka, który mimo trzech krzyżykow na karku nie miał okazji zrobić prawa jazdy. Przygląda się uważnie drodze i pyta:
– Jak wyprzedasz to zawsze trzeba kierunek w lewo potem w prawo włączyć?
– Zawsze.
– Ale Irlandczycy tak chyba nie robią…
– Irlandczycy nie wiedzą, gdzie się włącza kierunkowskaz – wyjaśnia kolega.
Kurtyna