Patelnia

https://xpil.eu/QZdrE

Wbrew oczekiwaniom, mój poprzedni wpis, pomimo grubymi nićmi szytej sugestii, że będzie o cyckach, nie spotkał się z jakąś oszałamiająca popularnością.

Tym samym dziś zanurkujemy ponownie w bagienne głębiny opowieści o złomie elektronicznym. Tym razem padło na krzyżówkę wszystkofonu z patelnią, zwaną w tej części Galaktyki "Samsung Galaxy Note".

Zachciało mi się niedawno przejść do salonu operatora konkurencyjnego, który to operator kilka dni temu oficjalnie wypuścił SGN (tym skrótem będę się dziś posługiwał, bo mi się nie chce pisać za każdym razem całej nazwy) na irlandzki rynek.

Telefon jest... wielki. Oczywiście w niektórych branżach (głównie rozrywkowych, ale nie tylko...) wielkość ma znaczenie - na przykład, większy autobus może pomieścić więcej pasażerów, a większa patelnia usmażyć więcej, za przeproszeniem, jajek. Działa to też w drugą stronę - mniejszy tranzystor pozwala na uzyskanie wydajniejszych procesorów, a mniejszy nos mniej przesłania krajobraz.

SGN jest duży. Pierwsze skojarzenie miałem właśnie z patelnią. Wielki, płaski, idealny do smażenia niewielkich, prostokątnych naleśników o przekątnej w okolicach trzynastu centymetrów. Odporne szkło ekranu mogłoby spokojnie wytrzymać wiele cykli smażenia.

Oprócz tego... no, normalny wszystkofon, ze wszystkimi gadżetami przyczepianymi do współczesnych wszystkofonów. Można na nim smarować paluchem, można go gilgać dołączonym do zestawu rysikiem, robi zdjęcia, ma szybki, dwurdzeniowy procesor, nawet zadzwonić się z niego da. Zwykły telefon z Androidem na pokładzie, tylko wielki.

Oprócz tego jest leciutki. Nie wiem ile waży wedle oficjalnych reklam, ale do ćwiczeń na siłowni się na pewno nie nadaje.

Miałem niedawno w ręce pilota do sprzętu nagłaśniającego Bang & Olufsen - pilot wykonany z żeliwa, z takimi starożytnymi, gumowymi przyciskami. Ważył z ćwierć kilograma i spokojnie dałoby się nim ogłuszyć człowieka. Kosztował prawie tyle co SGN bez umowy, ale przynajmniej człowiek czuł, że coś trzyma 😉

Oczywiście, SGN jest też cienki. To akurat zaleta, bo przy swoich rozmiarach rozpycha kieszeń, gdyby do tego doszła większa grubość, byłoby niewygodnie.

Przezabawnie wygląda się z taką patelnią przy uchu. Pamiętam, kiedyś krzykiem mody była jakaś maleńka Nokia z wysuwaną klapką (czasowo okolice pierwszej części Matrixa bodajże), kiedy to telefonu prawie nie było widać w dłoni. Sam dumnie używałem przez wiele lat Siemensa S55 (mam go do dziś! ale bateria zdechła i nie mam ładowarki...), który był naprawdę nieduży. Teraz najwyraźniej trend się zmienił, za pięć lat będziemy rozmawiać do woka albo będziemy targać na plecach ekran wielkości niedużej ściany działowej.

Śmiech śmiechem, ale jeżeli zdecydujemy się na słuchawkę bezprzewodową, a sam telefon potraktujemy jako minitablet, moim zdaniem warto. Fajna zabawka. Jak mi się skończy umowa z moim obecnym, tlenionym operatorem, być może się skuszę.

Ot, co.

https://xpil.eu/QZdrE

3 komentarze

  1. córka ma też duży telefon HTC i miałam takie same przemyślenia, najpierw dążyliśmy do minimalizacji, a teraz najlepiej jakby człowiek laptopa do ucha przykładał. Tylko bez klawiatury czyli telefon i tablet w jednym. Nie podoba mi się to. Ludzie są już tak 'opętani' komunikacją telefoniczną i dostępem do sieci, że jak siedzą przy stole, to każdy z komórką w ręku i FB sprawdza. Zapomnieli jak się normalnie rozmawia

  2. To prawda. M. in. dlatego skasowałem swoje konto na FB. Za dużo czasu się marnuje, a życie towarzyskie (takie prawdziwe) idzie na dno.

  3. Miniaturyzacja telefonów miała sens gdy były, no właśnie, telefonami. Teraz funkcja dzwonienia jest gdzieś na boku, podstawa to przekątna ekranu – to i znowu telefony puchną. Mnie to smuci bo nie ma już telefonów z klapką. Lubiłem clamshelle…

Leave a Comment

Komentarze mile widziane.

Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]

Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.