Tym słynnym cytatem otwieram dzisiejszy wpis. Poświęcony on będzie nowoczesnym technologiom w służbie szarego człowieka.
Jakiś czas temu - w sumie już dość dawno, jak się dziś okazało - nabyłem w drodze kupna Patelnię, zwaną w tej części Drogi Mlecznej smartfonem. Krążownik klasy Samsung Galaxy Note 4, służy mi dzielnie, wiernie i bezawaryjnie w moich wojażach przez otchłanie jęternetów. Aż do dziś.
Mam we zwyczaju wychodzenie na krótki spacer w okolicach południa. Trochę żeby sobie po prostu pospacerować, trochę dla rozprostowania nóg, trochę żeby się upewnić, że poza Internetem i pracą jest jeszcze jakaś cywilizacja.
Przy tych spacerach na ogół wspomagam się muzyką, którą czerpię pełnymi konchami usznymi za pomocą wyżej wymienionego smartfona. Muzykę ową dawkuję sobie przez słuchawki podpięte na kabelku.
Łącznie mam dwa zestawy słuchawek: jedne bezprzewodowe, douszne, raczej niezbyt dobrze brzmiące, ale za to z wbudowanym mikrofonem, więc wygodne do rozmów w stylu włoskim.
Włosi jak powszechnie wiadomo nie potrafią rozmawiać bez machania rękoma, nawet jeżeli ich rozmówca jest na drugiej półkuli. Obstawiam diamenty przeciw kasztanom, że pomysł na technologię rozmów hands-free wyszedł od jakiegoś Włocha.
Drugie słuchawki są na kabelku, z takimi specjalnymi obejmami na uszy, żeby się chociaż trochę odizolować od dźwięków miejskiej dżungli. Te są najlepsze do słuchania muzyki, tylko jak ktoś dzwoni, trzeba kombinować. Ale ja o tym nie dziś.
Dziś, jak co dzień, wychodzę ci ja z biura na dublińskie ulice, zakładam słuchawki na swój kudłaty łeb, wtykam kabelek w telefon, włączam muzyczkę...
I cisza.
Zdejmuję słuchawki, patrzę na telefon - coś tam niby brzęczy. Ale z głośniczka telefonu.
Sprawdzam kabelek - wysunął się.
Aha. No nic, myślę sobie, wtykam kabelek ponownie, zakładam słuchawki...
Cisza.
Sprawdzam wtyczkę, patrzę, a ona niedopchnięta niczym pewna znana królewna z pewnej znanej trzynastej księgi pewnej znanej epopei.
Hmmm.
Próbuję lekko dopchnąć wtyczkę - nie włazi. Ni cholery. Mocniej przycisnąć się boję, żeby czegoś tam nie połamać w środku.
Myślę sobie, pewnie się coś stało gniazdu, jakaś blaszka się wygięła czy cóś...
Wykonałem więc szybkie połączenie do mojego ulubionego operatora, od którego się dowiedziałem, że w zasadzie to mógłbym skorzystać z naprawy gwarancyjnej, gdyby nie fakt, że mi się dwuletnia umowa właśnie skończyła, dosłownie kilka dni temu. A gwarancja wraz z nią.
Peszek.
Ale zanim się zdążyłem rozłączyć, pani mi powiedziała, że przecież opłacam co miesiąc polisę ubezpieczeniową za ten telefon, więc powinienem się skontaktować z ubezpieczycielem i oni mi to wymienią.
Ucieszyłem się. Dzwonię do ubezpieczalni.
Aaaaby się tam dowiedzieć, że owszem, polisa jest, ale nie obejmuje awarii wynikających z normalnego użytkowania telefonu, tylko wypadki losowe, kradzieże i takie tam.
Próbuję pani wyjaśnić, że w sumie to to gniazdo mi się popsuło w sposób dość losowy, ale najwyraźniej jestem mało przekonywający.
Dalibóg, napisałem najpierw "przekonywujący", ale mi coś nie grało. Sprawdziłem w jęcyklopedji. Pisze się "przekonywający", a forma "przekonywujący" powstała jako błędny zlepek "przekonywającego" z "przekonującym". Obydwie formy (tj. "przekonywający" i "przekonujący") są poprawne. "Przekonywujący" jest niepoprawne, chociaż dość powszechne w użyciu. Człowiek się jednak uczy całe życie, c'nie?
Czyli tak: jak bym się nie obejrzał tak dupa z tyłu. Jedyne, co mógłbym zrobić, to podpisać nowy kontrakt i dostać nowy telefon, ale tego robić nie chcę, bo po pierwsze chwilowo nie ma na horyzoncie niczego ciekawego (jedyna sensowna słuchawka okazała się mieć tendencje do spontaniczych samozapłonów i została wycofana z powrotem do tyłu), a po drugie jestem z tej mojej Czwórki naprawdę zadowolony, szkoda by było.
Opcja numer dwa to zaakceptowanie sytuacji i przerzucenie się na słuchawki na Sinozębym.
Hmmm.
Wróciłem do biura i wzrok mój padł na leżący na blacie dokument. Spięty zszywką (ale nie była to Poprawna Zszywka Końskiego Akumulatora tylko taka zwyczajna). Niewiele myśląc sięgnąłem po Szczęki Teściowej i dwadzieścia sekund później byłem już szczęśliwym posiadaczem wysokiej klasy UDGWPST (Urzędzenia Do Grzebania W Porcie Słuchawkowym Telefonu).
Minutę później wszystko wróciło do normy. Okazało się bowiem, że na samym dnie portu słuchawkowego zaczaiło się kilka trocin.
Nie mam bladego pojęcia jaki ciąg wydarzeń doprowadził do tego, że trociny dostały się do mego telefonu (nie mam tartaku, nie mam piły, a rżnięcie drewna interesuje mnie sporadycznie i to wyłącznie w sytuacji, kiedy dwuznaczność słowa "rżnięcie" może mieć wydźwięk humorystyczny), zasadniczo gdyby na jakimś pobliskim tartaku dokonano morderstwa i ktoś próbowałby mnie wkopać wykazując obecność trocin w porcie mini-jack mojego smartfona (standardowa procedura Policji w przypadku morderstwa), nie potrafiłbym przedstawić przekonywającego alibi.
Biorąc pod uwagę dzisiejsze zdarzenie myślę sobie teraz, że może Apple nie zrobiło jednak takiego zupełnego głupstwa usuwając dziurę na słuchawki ze swojej najnowszej, khem, słuchawki.
Na zakończenie, żeby nie było, że zmyślam, załączam ewidencję dowodową w postaci zdjęcia jednej z trocin oraz wyżej wymienionego UDGWPST:
P.S. Jeżeli ktoś jeszcze nie załapał skąd pochodzi tytuł dzisiejszego wpisu, niech nie próbuje rozwiązywać tego quizu 😉
Emocje jak na kurkach. Takich grzybach. 😉 pozdrawiam
Jaki blog takie emocje 😀
Hmmm… Ta krolewna to z troche innej bajki… 😛
Ta ich polisa to sciema jak cnota krolewny. Lepiej juz samemu sobie odkladac 15-20 szelagow miesiecznie do skarpety i w razie czego wyplacic sobie ubezpieczenie.
Nie do końca. Dwa smartfony dzięki takiej polisie kiedyś odzyskałem. A więc system działa, ale dla dość wąskiego spektrum przypadków.
Najtansza taryfa w abonamencie to chyba €35 miesiecznie vs €20 za calkiem przyzwoity pre paid. Czyli jakies €35 roznicy na dzien dobry w ryj (liczac €20 za polise). Po 6 mcach mamy €260 (te dziady licza +€50 za kazde uruchomienie polisy).
W przypadku abonamentu za €50 robi sie jeszcze ciekawiej – €650 po roku – czyli np S7 edge…
Zgadzam sie, ze jesli “gubisz” co miesiac, to jeszcze jako tako sie kalkuluje ale w “normalnych” warunkach…
Kazda polisa jest tak skonstruowana, zeby chronic dupe ubezpieczyciela.
Ja płaciłem 5.99 miesięcznie za polisę na Note 3. W ciągu kilku miesięcy rozwaliłem dwie takie słuchawki. Za pierwszym razem musiałem dopłacić €30, za drugim €70. Czyli łącznie wydałem 50€ na comiesięczne opłaty plus stówę dodatkowo, łączny koszt 150€. Dużo poniżej ceny dwóch słuchawek.
5.99?? caly misterny trolling pod pas cnoty krolewny…
Nie do końca. Ostatnio podnieśli do 11.99€ miesięcznie. A ponieważ od ponad dwóch lat nic mi się z telefonem nie dzieje (nie licząc tych nieszczęsnych trocin), wychodzi na to, że zapłaciłem im już dobrze ponad €250. Nadal mniej niż nowa słuchawka, ale jednak trochę grosza jest.
z trocinami w uchu byłoby dużo gorzej. Czyli trociny w telefonie to szczęście w nieszczęściu.
Oj, byłem kiedyś na pogotowiu z jakimś owadem w uchu. Frajda jak nie wiem co.