Przeczytawszy najnowszego Wiedźmina zapragnąłem wrzucić na ruszt jeszcze coś w ojczystej mowie. Dostałem niedawno cynk od znajomego, że pan Ziemiański wypuścił kolejną część Viriona, dalejże więc łapać za mobilnego ogłupiacza. Pierwsze trafienie w Guglach: Ępik. Wbijam na ich stronę, książka jako żywo dostępna w pięciu różnych formatach, nic tylko brać. Loguję się na swoje konto, wrzucam książkę do koszyka, przechodzę do płatności i widzę, że w systemie widnieje jeszcze jakiś mój stary adres korespondencyjny. No tak, nie kupuję tam za często. Zmieniam adres na aktualny, przechodzę do płatności.
"Wyłącz blokadę reklam, aby sfinalizować płatność."
Yyy, nie.
Tak, rozumiem, uBlockOrigin blokuje czasem trochę więcej, niż same reklamy - niemniej jednak nie spodobał mi się komunikat. Reklamy są dla tych, których chcemy namówić na kupno. A ja stoję z koszykiem przy kasie, do jasnej ciasnej. Wetknijcie sobie ten komunikat w... nie wiem w co. W koszyk.
Drugi był Gandalf, którego nie musiałem wyszukiwać, bom już u nich wcześniej kupował wiele razy i po prostu ich lubię. Z tym, że tutaj też już mnie dawno nie było, więc ten sam stary adres w systemie. Próba aktualizacji adresu na aktualny nie powiodła się, bo jedyny kraj, który mogę wybrać z listy, to Polska, a ja tam przecież już nie mieszkam od prawie dwóch dekad. No nic, myślę, zostawię puste.
Jednak próba zapłacenia skończyła się komunikatem o niemożności, bo adres jest niepełny i nie będzie jak wysłać zakupionych produktów.
Dla pewności sprawdzam jeszcze raz, czy aby przez pomyłkę nie próbuję kupić wersji z papieru. Nie. E-book jak w mordę strzelił.
Czyli tak: Gandalf nie da rady wysłać mi książki e-mailem, bo mieszkam za granicą? Ja rozumiem, nie ich wina, przepis wymyślił dawno temu jakiś niepełnosprytny, cozrobisznicniezrobisz. Wyżej dupy nie podskoczysz. Ale kłamał nie będę, zresztą nawet jakbym chciał, musiałbym wymyślić jakiś lewy polski adres, a jestem leniwy.
Tym samym dotarłem do upolujebooka.pl, który znalazł mi nowego "Viriona" na stronie ibuk.pl, która nie dość, że nie zmuszała mnie do kłamania na temat tego, gdzie mieszkam, to jeszcze dała możliwość kupienia książki za prawie dwadzieścia zeta mniej.
Mieć dwadzieścia zeta a nie mieć dwadzieścia zeta to już razem czterdzieści, c'nie? A do tego mieć książkę a nie mieć książki...
"Virion. Ona." aktualnie w czytaniu, recenzja zapewne na dniach.

Z tymi przepisami to jest kwestia VAT. Księgarnia przy kupnie z innego kraju musiałaby rozliczać VAT o innej stawce (lub w ogóle bez VAT jeśli mieszkamy poza UE), no i niektórym się nie chce. 🙂