Zakupy to ciężki kawałek chleba. Chyba, że ktoś chleba nie lubi, wtedy bułki. Czy coś.
Dwa, trzy razy w miesiącu, na ogół przy weekendzie, wybieramy się do większego sklepu po spożywkę. W Irlandii można za €100 - €120 załadować duży wózek do pełna, czasem nawet z meniskiem wypukłym.
A gdy poszedł Jaś na wojnę
Wziął ze sobą od niechcenia
Trzy rasowe krówki dojne
Klipę, pipę, pół grzebienia
Zastanawialiście się kiedyś, czemu mówi się "wypukły" i "wklęsły", a nie "wyklęsły" i "wpukły"? Nie? Ja też nie...
Jakieś dwa lub trzy dziurkacze
Obok legło zaś w plecaku
Jajo kurze, drugie kacze
Brzytwa i pół kilo maku
Taki koszyk to swoje waży, a i miejsca zajmuje, że hej. Czasem wystarczy sześć dużych toreb, czasem osiem, różnie.
Dalej kosa, dziennik ustaw
Niezbyt gruby kij dębowy
Szklanka do połowy pusta
Ale próżna od połowy
Przyjrzyjmy się teraz trasie, jaką produkty muszą pokonać, zanim trafią z półki sklepowej do nas do domu.
Wziął też kota, psa, telefon
Kalichlorek, laryngofon
Sztylpy, flaczki, kit, patefon
Wasserwagę, magnetofon
Krok pierwszy: Najpierw pracowicie przekładamy produkty z półek do wózka. Bardzo przydaje się tu aplikacja Keep, o której pisałem wczoraj - dzięki niej można ograniczyć ilość przydasiów (kupić, nie kupić... kupię, przyda się...)
Toaletkę, kaktus, flaszkę
Oberbutlę, klej, fistaszki
Blaszkę tudzież kałamaszkę
Zaprzężoną w dwa wałaszki
Krok drugi: Ustawiwszy się na końcu ogonka przy kasie, pracowicie przekładamy te same produkty z wózka na przykasowy taśmociąg.
Kompot z jabłek, majtki, masło
I bobkowych kilka listków
Lecz pan sierżant strasznie wrzasnął
I wyrzucić kazał wszystko
Krok trzeci: Dotarłszy do kasy przekładamy znów wszystko do wózka, jak tylko przejdzie przez maszynę, która robi "tit"
Więc nasz Jasio jął w tej chwili
Spełniać rozkaz z całej siły
Dobrze żeśmy nadążyli
Zanotować że tam były
Krok czwarty: Następnie, jeszcze w sklepie - żeby zaoszczędzić moknięcia pod gołym niebem (przecież w Irlandii zawsze pada, c'nie?) - pakujemy wszystko w torby. Większość sklepów ma wydzielony specjalny kawałek dla takich klientów, z pociągniętymi wzdłuż ścian wygodnymi półkami i Wogle.
Jakieś dwa lub trzy dziurkacze
Trzy rasowe dojne krówki
Jajo kurze, drugie kacze
I grzebienia dwie połówki
Krok piąty: Dotarłszy wózkiem do auta, przekładamy torby z wózka do auta. Wózek. Auto. Wózek. Auto. Powtarzać do opróżnienia wózka.
Klipa, pipa, kot, telefon
Kalichlorek, laryngofon
Sztylpy, flaczki, kit, patefon
Wasserwaga, magnetofon
Krok szósty: Docieramy autem pod dom. Trzeba przenieść zakupy z samochodu na klatkę schodową, pod windę.
Toaletka, kaktus, flaszka
Oberbutla, klej, fistaszki
Blaszka tudzież kałamaszka
Zaprzężona w dwa wałaszki
Krok siódmy: Windą ziuuuuu do góry, a potem trzeba wystawić wszystko z windy na korytarz.
Oraz majtki - męskie wszakże
Bo zupełnie bez podwiązek
Jaś wojuje, a my także
spełniliśmy obowiązek
Krok ósmy: Bierzemy najcięższą torbę, idziemy z nią do drzwi wejściowych do mieszkania, otwieramy je i blokujemy tą torbą, żeby się nie zamykały. Ewentualnie prosimy jakiegoś tubylca o przytrzymanie drzwi. Potem tachamy resztę toreb spod windy do domu
Reporterski...
Krok dziewiąty: Pracowicie wypakowujemy wszystkie 6-8 toreb w różne miejsca w mieszkaniu.
Dzisiejszy wpis sponsorują literki N jak Nuda, A jak Andrzej oraz W jak Waligórski 😉
Cóż, wypukły = – wklęsły, ale również
wypukły = 1/wpukły oraz wklęsły = 1/wyklęsły.
myślę że z tych aksjomatów można zbudować ogólną teorię geometrii wózka lidlowego.
Można też podejść do zagadnienia od strony historycznej. Dużo się mówi ostatnio o żołnierzach wyklęsłych. Czy coś…
Wygląda na to że mieszkanie w domu oszczędza aż trzy kroki. Można by się pokusić o policzenie ile czasu to oszczędza w skali roku 😉
A czemu by nie wyeliminować kroku trzeciego? Jak tylko pani przełoży towar na drugą stronę maszyny, które robi „tit” wszystko wkładam do siatek na zakupy i prosto do wózka.
I jeszcze poproszę o relację z zakupów w wersji „z dziećmi” – słowo „nuda” zniknie natychmiast. (Jeśli chodzi o zakupy w towarzystwie moich dzieci – nigdy nie jest NUDNO.)
Krok trzeci czasem faktycznie udaje się ominąć, ale akurat w ALDI, gdzie robimy spożywcze zakupy najczęściej, pracownicy na kasie mają takie tempo, że się po prostu nie da pakować towarów na bieżąco do toreb. Co do zakupów w wersji z dziećmi, zazwyczaj wsadzamy Młodego do wózka, a córka z kolei ma już ponad 9 lat, więc jest bardzo pomocna.
Moja młodsza pociecha nie chce siedzieć w wózku a sklep traktuje jak park rozrywki. Fakt, że 10-letni syn jest bardzo pomocny … jeśli chodzi o pilnowanie młodszej siostry.
W sklepie, w którym robię zakupy, za kasą taśma się rozdwaja, więc kasjerka może obsługiwać kolejnego klienta, a ja mam czas, żeby włożyć zakupy do toreb bez rozjuszczania czekających w kolejce do kasy. Czasem Hamerykanom uda się coś sensownego wymyślić…
A nie lepiej robić zakupy po drodze powrotniej z zmywaka. Ja tak zawsze tak robie. I zawsze jedna max dwie siatki lub jedna torba. Łatwiej to to ogarnąć i Wogle.
Nie lepiej, bo ze zmywaka wracamy zwykle około szóstej i mamy niewiele czasu dla dzieci. Jeżeli jeszcze po drodze zajeżdżalibyśmy po zakupy, bylibyśmy w domu sporo później, a jednak przydałoby się trochę z dziećmi codziennie poobcować…
Zamiast niewygodnych i paskudnych toreb plastikowych ja uzywam pudel, najczesciej od warzyw, ktore albo sa wystawione do zabrania albo po prostu sam pozyskuje z sekcji warzywnej.Latwiej zrzucac z kasy prosto do pudla, pudlo do bagaznika a potem do domu.U nas omijamy winde, za to pudlo konczy zywot w kominku.
Bardzo dobre podejście, zakładając, że ma się w domu kominek. Burżuje z daczami na zadupiach mogą sobie na to pozwolić. My, maluczcy, kłębiący się w maleńkich mieszkadełkach w blokowiskach na przedmieściach Dublina musimy walczyć o każdą piędź wolnego miejsca, więc torby plastikowe, acz obrzydliwe, lepiej się u nas sprawdzają 😉
Dobrze, że nie: zza kupy 🙂
Na tej samej zasadzie mamy za pachy…
🙂 tak lubię z rozpruwać, znaczy przedmawiać, przedstawiać, znaczy…Eeee tam, znaczy tu też, i tu…