Nie lubię tematów socjologiczno-politycznych, ale tak dawno nie jadłem żadnego trolla, że chwytam się już najbardziej nieczystych zagrań. Było już o wyższości jednych telefonów nad drugimi, a także jednych systemów operacyjnych nad innymi - i nic, nawet najmniejszego trollątka.
Może więc tym razem się uda? Spróbujmy.
W ramach dzisiejszego wpisu zapodam niezbyt optymistyczną, za to jak najbardziej autentyczną opowieść o tym, jak to niektóre firmy traktują klientów lepiej lub gorzej w zależności od nazwiska.
Jednemu z moich znajomych przytrafiło się jakiś czas temu nabyć w sklepie online wzmacniacz gitarowy. Sklep ma siedzibę w UK. Kolega mieszka w Irlandii i ma klasyczne nazwisko polskiej szlachty.
Po otwarciu paczki od kuriera okazało się, że wzmacniacz jest niesprawny.
Kolega spróbował więc złożyć reklamację. Dostał odpowiedź, po mniej więcej czterech mailach i dwóch tygodniach czekania, że te wzmacniacze dość często schodzą z linii produkcyjnej z taką właśnie wadą, i że jak chce to może odesłać go z powrotem (na swój koszt rzecz jasna) a oni mu wyślą drugi taki sam, miejmy nadzieję, że sprawny. Odpowiedź była sformułowana w dość oschłym tonie, takim bardziej "idź pan na drzewo zamiast mię tu z jakimiś reklamacjami się pchać."
Równolegle z tą reklamacją wysłał im maila z zapytaniem o ten sam rodzaj wzmacniacza, tym razem z zupełnie innego konta e-mail, podpisując się fałszywym, nieco holendersko brzmiącym imieniem i nazwiskiem. Zapytał o tę wadę produkcyjną - i tutaj zdziwienie: nie dość, że dostał odpowiedź w ciągu piętnastu minut, to jeszcze była ona dużo bardziej rozbudowana i przyjazna. Grzecznie mu wyjaśniono, że istotnie, czasami trafiają się egzemplarze z taką wadą, ale oni to zawsze uważnie sprawdzają przed wysyłką więc nie musi się tym martwić. I że nawet gdyby się okazało, że coś nie gra, to oni wszystko porządnie załatwią, ą ę Francja elegancja.
Myślę sobie, że mamy tutaj dwa możliwe scenariusze:
1. Adam Kowalski już kupił, a Hooj van Breukelen jeszcze nie, więc komunikację z tym pierwszym traktujmy jako niechciany koszt, a z tym drugim jako potencjalny przyszły zysk.
2. Kowalski ma nazwisko kończące się na -ski, więc jest z pewnością głupim Polaczkiem ze zlewozmywaka, wyślijmy mu niesprawny wzmacniacz, pewnie się nawet nie zorientuje. A van Breukelen musi być jakimś kasiastym gościem skoro kupuje taki fajny wzmacniacz, potraktujmy go uprzejmie, a nuż wyda u nas więcej kasy?
Mam wrażenie, że ludzie z UK są czasem trochę za bardzo przekonani o swojej nieomylności, doskonałości, wyższości oraz ogólnie pojętej boskości. I udało im się roztoczyć jakąś taką aurę, że skoro coś pochodzi z UK, to jest sto razy lepsze niż gdyby było wyprodukowane gdziekolwiek indziej. A naga prawda jest taka, że wszędzie są równi i równiejsi, i wszędzie można natrafić na coś porządnego albo na bubla.
Ciekawe tylko czy faktycznie reagują tak negatywnie na polskie nazwiska, czy może trochę wyolbrzymiam? Pewnie wyolbrzymiam, ale czego się nie robi żeby złapać trolla...
A teraz zasiadam przed monitorem z paczką chipsów w jednej ręce, oranżadą w drugiej - i czekam cierpliwie 🙂
Może sprzedawcą też był Polak, a wiadomo jak to z Polakami za granicą – jeśli Ci nie zaszkodził, to już Ci pomógł.
A może jest jeszcze kolejne opcja: maile nie musza być rozptrywane przez te same osoby, prawda? więc jednemu trafił się taki pracownik, a drugiemu inny.
Zarówno mój mąż jak i ja czasem kupujemy sprzęt elektroniczny lub inne drobiazgi i najczęściej w UK. Sporadycznie załatwiamy to mailowo, najczęściej telefonicznie i za każdym razem reklamacja, bądż naprawa w ramach gwarancji(bo tak też się zdarzyło z moim odtwarzaczem MP4) rozpatrzona i zrealizowana była szybko.
Może więc to kwestia na kogo trafimy? Ale oczywiście masz rację, wszędzie są tacy, co traktują ludzi jak równych i równiejszych. Poza tym chyba nie na darmo Anglicy mają opinię zadufanych w sobie.
Anka