Dwie recenzje filmów pod rząd - tego tu jeszcze nie było (a może było, ale dawno).
Tym razem padło na obraz pod tytułem "Ice Road" z piątką głównych bohaterów obsadzonych całkiem zacnie: Liam Neeson w charakterze głównego bohatera, jego niepełnosprawny brat (Marcus Tommas), do tego Laurence Fishburne (jeżeli ktoś nie kojarzy, grał Morfeusza w Matrixie), do tego Benjamin Walker (tego akurat nie znam, choć Google podpowiada całkiem sporo tytułów) oraz - żeby zachować politische Korrektheit - Amber Midthunder w roli młodocianej zbuntowanej kierowcy ("kierownicy"? "kierowniczki"? no takiej co kieruje ciężarówką) indiańskiego pochodzenia.
Film jest bardzo "liamowo-neesonowy" - na początku chodzi o pieniądze, ale w pewnym momencie złodupcy przeginają, grana przez Neesona postać się wk..., znaczy, tego, denerwuje, odpala standardową kwestię klasy "this shit just got personal" po czym następuje seria wydarzeń, w wyniku których bandziory dostają to, na co zasłużyli i wszyscy niektórzy żyją długo i szczęśliwie.
Większość akcji odbywa się na zamarzniętej powierzchni trzech kanadyjskich jezior. Główni bohaterowie jadą trzema wielkimi ciężarówkami, jest wyścig z czasem, bo uwięzieni pod ziemią górnicy w końcu się uduszą, są ludzie, którym zależy, żeby akcja się nie udała, są kończyny zadzierzgnięte w bardzo realistyczny sposób w liny holownicze, a i tak, uważam, najfajniejszą rolę zagrał Marcus Tommas - za to, jak przedstawił umysłowo niepełnosprawnego weterana wojny wietnamskiej, dałbym mu osobiście jakiegoś mini-Oscara.
Ogólnie film ogląda się całkiem przyjemnie. Nie ma nudy, są przepiękne zimowe krajobrazy, jest trochę strzelania, mordobicia oraz podkładania dynamitu tu i ówdzie - zasadniczo polecam. Godzina i 43 minuty dobrej akcji.
Moja prywatna ocena: 9.5/10.
[…]młodocianej zbuntowanej kierowcy („kierownicy”? „kierowniczki”? no takiej co kieruje ciężarówką)
TIRówki? 😉