Obejrzałem sobie wczoraj najnowszą wersję "Robocopa", dziś krótka recenzja.
Najpierw, dla niecierpliwych, coś w rodzaju werdyktu: dobre, polecam. Co prawda pomysł nie najnowszy, za 3 lata oryginalnemu Robocopowi strzeli trzydziestka, a więc nie w kij dmuchał, ale za to wykonanie całkiem fajne.
W odróżnieniu od Robocop-a II, tutaj mamy coś w rodzaju remake-u, a więc jedynka nakręcona od nowa, z oryginalną fabułą (pi x oko), ale za to z najnowocześniejszymi efektami współczesnego kina.
Nie będę opowiadał fabuły, bo jeżeli ktoś dotarł aż do tego miejsca wpisu, to albo zna film i fabułę, albo nie zna, ale chce obejrzeć. Nie będę psuł przyjemności. Powiem tylko, że fabuła pokrywa się z grubsza z tym, co było nakręcone w 1987 roku.
Natomiast co do efektów specjalnych - tu jest całkiem fajnie. W filmie pojawia się dużo robotów, a więc jest sporo animacji kojarzących się trochę z Transformers. Sam Murphy jest pokazany dużo bardziej szczegółoweo niż w oryginale. Są dwie sceny, gdzie widzimy go w całej okazałości bez tego całego robotycznego pancerza - bardzo realistycznie widać mózg, pracujące na wierzchu płuca oraz różne rurki podtrzymujące go przy życiu.
Sceny bojowe (których jest całe mnóstwo - fani ostrej jatki nie powinni być zawiedzeni) są zrobione ze sporym rozmachem, aczkolwiek chwilami mam wrażenie, że trochę w nich za dużo animacji. Albo nie, inaczej to napiszę: wiadomo, że w tego typu filmach musi być mnóstwo animacji komputerowych, ale tutaj chwilami te animacje są trochę przejaskrawione, trochę za bardzo widać, że to faktycznie tylko obrazki na ekranie a nie prawdziwe pojazdy czy maszyny.
Interesującą rolę gra w filmie Samuel L. Jackson, jedna z moich ulubionych czarnoskórych gwiazd kina. Otóż prowadzi on coś w rodzaju wiadomości telewizyjnych, w których skupia się głównie na zagadnieniach robotyki, przepisach, procentach wyborczych (od razu mówię: PSL nie wygrało) i ogólnie pojętej polityki wokół zagadnienia legalności używania robotów policyjnych w Ameryce. Całość jest utrzymana w lekko prześmiewczym tonie, który mi osobiście bardzo odpowiada.
Michael Keaton również zagrał niczego sobie. On się świetnie nadaje do ról wielkich przegranych.
Film nie ma dłużyzn, kur, kaczek, drobiu, ani nawet drogi na Ostrołękę. Akcja jest wartka i dwie godziny zlatują przed ekranem naprawdę szybko.
Jak już napisałem na początku - polecam. Ci, którzy pamiętają oryginalny film z 1987 roku, nie będą zawiedzeni, podobnie jak ci, którzy "Robocopa" w ogóle nie znają, ale lubią kino akcji SF. Jeżeli natomiast komuś się takie filmy nie podobają, to naprawdę nie rozumiem dlaczego doczytał ten wpis aż do tego miejsca. Może jednak, hm?
a kto pamięta “Armię ciemności”? To film o facecie, który szaleje z piłą łańcuchową. Powstało tego parę odcinków, a ostatni był już mocno komediowy. Dawno nie widziałem tego w TV