Rozmiar, jak wiadomo, czasami ma znaczenie. Na przykład większe kółko zmieści więcej kluczy, a większy serwer pomieści więcej zdjęć śmiesznych kotów.
Co do ruterów natomiast... zdania są podzielone. Czy większy ruter musi być od razu szybszy? Niekoniecznie. Ale czasem jest.
Zaopatrzyłem się niedawno w nowy ruter, bo ten, który zainstalował mi dostawca Internetu wieki temu zaczął już kucać. Przyczyna kucania: za dużo urządzeń bezprzewodowych w domu, niektóre starszego typu nie pracują w paśmie 5GHz, więc ruter pracował tylko w 2.4, a w dodatku sam zasięg sygnału też nie powalał, w związku z czym w niektórych zakątkach mieszkania trzeba było czasem "szukać" sygnału, przez co wyglądało się jak Statua Wolności z ADHD.
Nadejszła więc wiekopomna chwila i zaopatrzyłem się w nowy ruter. Przyszedł pocztą wczoraj i od tej pory zapanowała nam Era Sytości. Przynajmniej w zakresie nasycenia domowej atmosfery różnego rodzaju ramkami 802.11.
Ruter jest wielki jak stodoła.
Powyższe zdanie jest prawdziwe, przy nieco karkołomnym założeniu, że istnieją miniaturowe stodoły wielkości mojego nowego rutera...
W każdym razie jest sporo większy od starego rutera Cisco: nie dość, że samo pudło jest masywniejsze, to jeszcze wystają zeń cztery grube, czarne anteny, co sprawia wrażenie, jakby w kącie stał nie ruter, tylko pająk. Obrócony nogami do góry. Z czterema nogami wyrwanymi. Przebrany za ruter.
O czym to ja...
Ruter jest szybki jak przecinak. Nie wiem, czy jest też zwinny jak jaszczurka, bo jeszcze go nie musiałem ganiać, ale szybki jest, skurczybyk. Teoretycznie może osiągnąć przepustowość ponad 1.7 gigabita na sekudę (i to po radiówce!), ale oczywiście do tego potrzebowałby innego, równie szybkiego urządzenia po drugiej stronie. Tymczasem jednak w zupełności wystarcza, żeby pracował z przepustowością 240 Mb/s, tyle bowiem wynosi grubość rury w świat.
O dziwo - prędkość taką osiąga, i to przy kilku równocześnie pracujących urządzeniach, co sprawdziłem kopiując kilka dużych plików z domowego NAS-a na telefon i z powrotem. W sieci lokalnej dobija do 440 Mb/s (czyli ponad dziesięciokrotnie szybciej, niż stary ruter Cisco), a na zewnątrz mamy pełne 240 Mb/s, co sprawdziłem nieśmiertelnym programem firmy Ookla.
W dodatku jest pokrycie całego mieszkania - nawet najdalsze zakamarki dostają trochę sygnału bez potrzeby wspinania się na firanki. Co prawda prędkość na skraju zasięgu jest nędzna (rzędu pojedynczych megabitów na sekundę), ale jednak działa. Do oglądania kotów w zupełności wystarczy.
Aha, oczywiście mamy obydwa pasma, więc trzeba było skonfigurować dwie osobne sieci.
Jako bonusik dostajemy wbudowanego antywirusa, port USB 3.0 do podłączenia zewnętrznego dysku oraz całkiem fajny, prosty i przejrzysty interfejs użytkownika.
Jedyny zgrzyt wystąpił na samym początku instalacji, kiedy to ruterek wystartował z adresem ip 192.168.1.1, przez co natychmiast wpadł w konflikt ze starym Cisco i przestało go być widać po IP.
Na szczęście udało mi się (za pomocą jakiejś aplikacji na smartfona) namierzyć go przez wifi i dorwać jego adres IPV6, który - po wpisaniu w przeglądarkę - skierował mnie we właściwe miejsce, czyli w panel sterowania zabawką. Dalej już poszło z górki.
Ha.
A cóż to za cudo?
AC2400 RT-AC87U