Znacie jakichś fajnych blogerów? Bo ja znam, kilku nawet osobiście. Już o tym kiedyś pisałem, zdaje się. Ale dziś napiszę jeszcze raz, bo lista znanych mi osobiście blogerów właśnie powiększyła się o M., prowadzącego blog "Życie na zielono".
Blog ten śledziłem już od jakiegoś czasu - niestety, wyłącznie pasywnie, ponieważ został on założony na platformie Tumblr, za którą osobiście nie przepadam (podobnie, jak za żadną inną "zamkniętą" platformą typu Blox czy Blogspot). Któregoś pięknego dnia jednak na "Życiu na zielono" pojawił się wpis, który koniecznie chciałem skomentować - byłem tak zdeterminowany, że nawet założyłem konto w serwisie Tumblr i swój bezcenny komentarz dodałem, ku potomności.
No a zaraz potem, korzystając z tego, że już mam konto na Tumblr, skontaktowałem się z Autorem bloga, że może by tak się przeprowadzić na coś bardziej otwartego?
Okazało się, że nosił się on z tą myślą od jakiegoś czasu, i że moja wiadomość podziałała trochę jak katalizator. Kilka tygodni później blog w nowej szacie był już dostępny we własnej domenie .com, gdzie moim zdaniem wygląda o wiele lepiej.
Przy okazji wymieniliśmy z M. parę zdań, okazało się, że obaj pracujemy na zmywakach w okolicach centrum miasta (pardon, Dublina), co prawda niezbyt blisko siebie, ale do Grafton Street mamy obydwaj względnie niedaleko. Zgadaliśmy się więc na lunch w jadłodajni na pierwszym piętrze St Stephen's Green Shopping Centre, gdzie wciągając tradycyjne irlandzkie chicken curry z gotowanymi warzywami przegadaliśmy dobre pół godziny.
M. okazał się być równie ocipiały na punkcie technologii przetwarzania danych, jak i ja, więc było o czym gadać. Normalni faceci gadają o dupach, piłce nożnej lub nowych autach. A myśmy poplotkowali o sposobach zapytań do niehomogenicznych struktur danych, o skalowaniu serwerów i o różnych innych równie fascynujących duperelach. Ale nie tylko o tym. M. jest od niedawna szczęśliwym tatą, więc było też o pieluchach trochę. Ani się zorientowałem, jak czas nam się skończył i rozeszliśmy się w podgrupach, każdy na swój zmywak.
Lubię te rzadkie momenty konfrontacji, kiedy wirtualna rzeczywistość styka się z rzeczywistością rzeczywistą. Fajnie jest zobaczyć czasem żywego blogera z krwi i kości, a nie tylko chowającą się za literkami iluzję. Tym razem, po raz kolejny, konfrontacja wypadła bardzo pozytywnie. Oby tak dalej!
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.