Tytuł dzisiejszego wpisu to paskudna klątwa sięgająca swoimi źródłami czasów starożytnych.
"Żyjemy obecnie w naprawdę ciekawych czasach" - to stwierdzenie padało z ust Sumerów ponad 6000 lat temu i byli oni święcie przekonani, że ich czasy są faktycznie najciekawsze. I pewni mieli ze swojego punktu widzenia rację.
Nasze obecne czasy są ciekawe głównie ze względu na demograficzny boom, który ma teraz miejsce. Jeżeli wykresy nie kłamią, kolanko hiperboli przyrostu naturalnego miało miejsce mniej więcej w połowie zeszłego stulecia; dziś wykres idzie ostro w górę. Na "dorobienie" kolejnego miliarda potrzebowaliśmy na przełomie XIX i XX wieku aż stu dwudziestu trzech lat, podczas gdy "doruchanie" miliarda homosapciów na przełomie tysiącleci zajęło nam "tylko" dwanaście lat, a więc dziesięciokrotnie mniej.
Któryś z pisarzy SF (niestety, nie pamiętam teraz, który) prognozował swego czasu, że jeżeli zachowamy tę tendencję, za ileś-tam lat będziemy kulą żywych ciał rozprzestrzeniającą się w Kosmos z prędkością światła.
Ale ja dziś nie o demografii miałem pisać, tylko o dość dziwnym zjawisku, które być może jest dalekim odłamkiem owej demograficznej bomby.
Otóż, jak niedawno pisałem (ale jeszcze o tym nie czytaliście, bo artykuł jest zaplanowany dopiero na 21 września), istnieją rozmaite sposoby na obejście restrykcji korporacyjnych firewalli. Jednym z nich jest tunelowanie SSH, dzięki któremu możemy używać lokalnej przeglądarki podłączonej do świata zewnętrznego przez specjalny, szyfrowany "cyfrowy tunel". Stosując tę metodę nie tylko "omijamy" służbowego firewalla, ale również "widać nas" w internecie pod adresem IP serwera, który dostarcza usługę tunelującą, a nie pod naszym własnym. Maskujemy niejako w ten sposób naszą internetową lokalizację (nie mówię teraz o ukrywaniu tożsamości, bo ciasteczka i inne sprytne technologie śledzące umożliwiają rozpoznanie naszej tożsamości w trymiga, z tunelem czy bez). A więc jeżeli nasz serwer "tunelujący" jest w, dajmy na to, Czechach, dla świata zewnętrznego wyglądamy tak, jakbyśmy łączyli się z Siecią z Czech. W szczególności objawia się to tym, że po wpisaniu w przeglądarkę adresu www.google.com zostaniemy automatycznie przerzuceni na www.google.cz, a Wielki G zaproponuje nam zmianę języka interfejsu na czeski.
Ma to swoje zalety...
https://www.youtube.com/watch?v=pNF3wibGy1s&start=148&end=162
... ale ja dziś nie o zaletach miałem pisać.
Do diaska, muszę wreszcie zacząć pisać o tym, o czym miałem dzisiaj pisać, bo jak dotychczas napisałem głównie o rzeczach, o których pisać nie miałem.
Otóż serwer, na którym trenowałem tunelowanie SSH, mieści się we Francji.
Po wejściu na stronę www.google.com przez ww. tunel spodziewałem się, że wyświetli mi się strona www.google.fr, a także propozycja zmiany interfejsu na francuski.
Zamiast tego jednak, proszę bardzo:
Jak widać na powyższym obrazku, po podłączeniu się przez francuski serwer domyślną domeną jest .ae (Emiraty Arabskie), a domyślnie proponowanym językiem jest (chyba) arabski.
Wniosek stąd płynie taki, że Google zoptymalizowało przekierowanie tak, żeby "zadowolić" większość swoich użytkowników łączących się z Francji. Skoro i tak przełączają się oni od razu na arabski, można im zaoszczędzić trochę czasu i podrzucić swojsko brzmiącą treść od razu.
Dziwne to.
Żyjemy, zaiste, w ciekawych czasach.
E, przypadkowo IP z puli emirackiej. Nie ma to związku z tym, że Francja jest krajem muzułmańskim, zresztą nachodźców z ZEA tam raczej prawie nie ma.
Mówisz? No patrz, a ja tu już teorie różne snuję.
Przypadek? Nie sądzę.