Spotkałem wczoraj Irlandczyka, który - dowiedziawszy się, że jestem z Polski - zaczął do mnie rozmawiać całkiem zaawansowaną (jak na dorosłego Irlandczyka rzecz jasna) polszczyzną. Spokojna głowa, Mickiewicz i Lem mogą spać spokojnie, żadne tam imiesłowy czy narzędniki. Ale dogadać się potrafił.
Zdumiewające.
Jak się nietrudno domyśleć, związał się z Polką kilkanaście lat temu, bywa w Polsce od czasu do czasu i stąd też łyknął trochę świerzopa i dzięcieliny pały.
Rzadki to przypadek, a może po prostu mi się nie trafiają tacy "spolszczeni" Irlandczycy. Stąd też szczęka jeszcze mi się ciągnie po ziemi.
Dziwny świat.
Z rzeczy bardziej codziennych - Żona moja z uporem godnym lepszej sprawy dziubie intensywnie swoje ręczne robótki i pomału z tego chaosu farb, klejów, wstążeczek i innych spękaczy zaczyna się wyłaniać coś w rodzaju sensu. Zainteresowanych zapraszam do kliknięcia linku na górze po prawej. A niezainteresowanych zapraszam (ni z gruszki ni ze szypiorku) do lektury artykułu opowiadającego dlaczego język chiński jest tak cholernie trudny do opanowania przez ludzi niechińskojęzycznych. Całkiem ciekawie opisane.
A ja jeszcze trochę pozamiatam.
[yop_poll id="22"]
No szkoda że tego artykułu po chińsku nie napisali.
Jeżeli to co piszą w tym artykule jest prawdą, to raczej całe szczęście, że go nie napisali po chińsku :]
Haha, a ja tu na dalekiej północy Irlandii krzewię polszczyznę wśród tubylców i jeszcze mi za to płacą 😉 Wyżywam się jako belfer, ucząc Irlandczyków (i nie tylko) języka polskiego. Pozdrawiam!