„Virion. Ona.” Recenzja książki

https://xpil.eu/P82jG

Kilka dni temu udało mi się skończyć dziewiątą z kolei książkę o Virionie, pod tytułem jak w tytule.

Wrażenia?

Na plus, tradycyjnie już, mnóstwo jatki. Jest mało subtelnie, bo Virion jest już stary i nie ma ani czasu, ani chęci na fechtowanie się. Jeżeli trzeba, po prostu zabija przeciwnika. Jeżeli nie trzeba zabijać, łamie mu tylko to i owo. Dodajmy, że liczba przeciwników ani ich uzbrojenie nie mają zasadniczo większego znaczenia. Coś jakby w starym Doomie wpisać IDDQD.

Ale! Oprócz tego jest jeszcze jeden wielki plus - w końcu spotykamy Achaję! I to w najlepszym możliwym momencie. Zabiła właśnie, na oczach dziesiątek tysięcy ludzi, trzech szermierzy. I wyzwała na pojedynek Viriona.

Piękno sytuacji polega na tym, że tym razem widzimy to wszystko z perspektywy starego szermierza. Scena, tak przecież znajoma (czytałem "Achaję" zdecydowanie zbyt wiele razy), nabiera dzięki zmianie perspektywy zupełnie innej głębi.

Na minus - hm. To jest naprawdę długa seria i miejscami (ale, powtarzam: miejscami) zalatuje nudą. Niektóre "tricki" polityczne trącą myszką. Trochę za dużo motywów typu: jakaś główna postać nie ma już najmniejszych szans i właśnie ma zginąć, kiedy nagle w cudowny sposób następuje iks, igrek i jeszcze zet, i nagle wychodzimy na prostą.

Mimo to moja prywatna ocena: 9/10. Byłoby mniej, ale wreszcie mamy wyraźne i namacalne skrzyżowanie głównych wątków z samego początku serii, dzięki czemu opowieść nabiera świeżych rumieńców.

Polecam.

https://xpil.eu/P82jG

Leave a Comment

Komentarze mile widziane.

Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]

Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.