Andrzej Urbańczyk to mój idol z wczesnej młodości. Chyba jedyny, który mimo upływu czasu nie stracił nic a nic na wartości.
To taki facet, który potrafi postawić się każdemu. Absolutnie antysystemowy, nie cierpi żadnej władzy, pod jakąkolwiek postacią. Sam jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. I to dosłownie - ten osiemdziesięciodwuletni dziś starzec opłynął Ziemię, zaliczył wszystkie oceany, przepłynął samotnie prawie 140 000 kilometrów (wystarczyłoby na trzyipółkrotne okrążenie matuli Ziemi!). Wydał mnóstwo książek, a także jest jedynym znanym mi doktorantem bez matury, do której podchodził aż trzy razy, każdorazowo oblewając... język polski 😉 Nawiasem mówiąc to ten sam ogólniak, w którym i ja zdawałem maturę kilkadziesiąt lat później. Niestety, zdałem ją za pierwszym podejściem, co widać po miernym poziomie tekstów na tym blogu. Ale Andrzej nie zdał, więc został wziętym pisarzem; ma też na swoim koncie jeden rekord Guinnessa oraz kilka innych rekordów związanych z żeglowaniem.
Jest też persona non grata dla wielu "ważnych" osobistości z żeglarskiego światka, ponieważ łatwo (i chętnie) wchodzi w konflikty a także jest uparty jak osioł; na szczęście jest też znacznie od osła mądrzejszy, a także - co najważniejsze - potrafi ze swojej mądrości zrobić użytek.
Niedawno miałem przyjemność odsłuchać książkę jego autorstwa pod tytułem jak w tytule.
"Błękitna groza" to zbiór dziesięciu miniatur literackich; każda w jakiś sposób związana z żeglugą, chociaż nie są ze sobą powiązane fabularnie, więc można je czytać w dowolnej kolejności.
Zbiór jest bardzo różnorodny i jestem przekonany, że każdy, kto lubi dobrą literaturę, znajdzie w nim coś dla siebie. Mi większość opowiadań podobała się bardzo, ale to pewnie dlatego, że darzę sympatią samego Autora, więc proszę się moją opinią nie przejmować i spróbować samemu 😉
Zerknijmy teraz na poszczególne opowiadania:
1. Latarnia wisielców
Pozornie metafizyczne, a tak naprawdę osadzone twardo w rzeczywistości opowiadanie o dwóch rozbitkach dryfujących w szalupie, jedynej ocalałej z morskiej katastrofy. Jedno z lepszych według mnie. Dałoby się na jego podstawie nakręcić całkiem niezły mini-horror.
2. W mewach tkwią dusze marynarzy
Tytuł tego opowiadania w zasadzie wystarczy jako streszczenie, reszta to "tylko" umiejętnie nałożona narracja. Również doskonałe.
3. W zaciśniętej pięści
Tu przenosimy się do starożytnej Japonii, gdzie młody student zakochuje się w niedostępnej córce wpływowego bogacza. Co z tego wyniknie? Autor serwuje nam przejażdżkę po epokach i obyczajach.
4. Ostatnia kotwica
Andrzejowourbańczykowa wizja Apokalipsy z punktu widzenia samotnego żeglarza. Bardzo poruszające opowiadanie, doskonale oddaje ducha samotnej żeglugi.
5. Tajemnica rejsu Kolumba
Co tak naprawdę wydarzyło się w 1492 roku?
6. Statek fantom i jego kapitan
Nieco dziwne opowiadanie o największym statku na świecie. Jakoś mi nie podeszło, ale de gustibus i tak dalej, wiadomo.
7. Topiciel Johannes
Johannes jest zawodowo topicielem kotów, a prywatnie tatą samotnie wychowującym córeczkę. Pewnego dnia dostaje zlecenie na utopienie kociaków bardzo zajadłej kociej matki...
8. Przyjaciel w potrzebie
Jeszcze jedno opowiadanie o rozbitkach w szalupie. Tym razem ze szczęśliwym zakończeniem.
9. Zatopić niezatapialne
A tu coś o nieustępliwości i uporze oceanów, które mają nieskończenie wiele czasu na zatopienie dowolnego, nawet najbardziej zuchwałego okrętu.
10. Dom nad Zatoką Półksiężyca
Na zakończenie - mroczne opowiadanie o nawiedzonym domku na plaży.
Ogólnie oceniam zbiorek na mocne 8/10. Polecam! Andrzej Urbańczyk pisze przystępnym językiem; całe to niezrozumiałe dla laika żeglarskie nazewnictwo zostało zredukowane do niezbędnego minimum, dzięki czemu opowiadania są strawne nawet dla morskich greenhornów.
*morski greenhorn ==> szczur lądowy
Polski język ma takie różne idiomy (czasem kalkowane z angielskiego, vide land rat)
No i masz, w jednym komentarzu pochwaliłeś się znajomością aż trzech języków (vide vide)
😉
No to zachęciłeś mnie do przeczytania książki. Ba, nawet ze zrozumieniem 🙂
Cieszę się! Bardzo polecam również „Słuchając głosu oceanu” oraz „Dziękuję ci, Pacyfiku”.