Nie wiem jak reszta świata, ale ja się niedawno nauczyłem jak nie tynkować ściany.
Przydomowy ogródek mamy otoczony z trzech stron murem z betonowych cegieł. Szary. Z szarą fugą pomiędzy. Trochę się to kojarzy z obozem koncentracyjnym lub więzieniem.
Znaczy się - trzeba otynkować.
Na jutubie sprawa wyglądała całkiem prosto. Łopatka, wiaderko, cement, woda, piasek w odpowiednich proporcjach, wymieszać, nałożyć, odczekać, voila!
Ale jak powszechnie wiadomo teoria z praktyką zgadza się tylko teoretycznie, bo w praktyce to już niekoniecznie.
Zakupiwszy wiaderko, łopatkę, cement i piasek wymieszałem wszystko w zadanych proporcjach i dalejże nakładać.
Znaczy... właśnie. Co ja nałożę - to odpada. I tak apiat' w kółko aż mi ręce zaczęły odpadać, oczy zalane teraz potem, wszystko dookoła ufajdolone cementem, noż motyla wasza noga, w dziuplę jeża, rwać nać. I Wogle.
Na szczęście poddałem się na tyle szybko, że ogólne straty były względnie niewielkie. Posprzątałem wszystko ładnie, po czym zadzwoniłem po fachowca. Fachowiec przyjechał, wymieszał, nałożył, zainkasował i pojechał. Ani zbyt drogo nie było, ani potem sprzątania za dużo...
Czego by się teraz nauczyć? Hmmm.