"Przetaina" brzmi dla mnie trochę jak nazwa jakiegoś związku węglowodorowego. Tymczasem okazuje się, że jest to
A nie, nie powiem. Niech sobie poczyta, to się dowie.
Książka jest mocno pilipiukowa - emanuje z niej tyle wiedzy archeologicznej, że fani miotełek i szpadelków będą zachwyceni.
W zasadzie mniej więcej do połowy opowieści (konkretnie do ósmego rozdziału) człowiek nawet nie wie, że to SciFi - co prawda akcja dzieje się w bliżej niezidentyfikowanym świecie, który jednak mocno przypomina naszą Ziemię z okolic połowy zeszłego tysiąclecia. Nawet jednostki miary mają nasze. No i wielka tajemnica przeszłości: kiedyś była tu jakaś potężna cywilizacja, ale od jej upadku minęło już ho ho ponad 3000 lat i ciężko teraz wykombinować kim tak naprawdę byli, jaką mieli wiedzę i Wogle.
Główny bohater a zarazem jedyny narrator opowieści zostaje wysłany z tajemniczą misją, której celem jest
A nie, nie powiem
Co by tu...
Jest dużo kopania w ziemi i pokazywania różnych jej warstw.
Jest trochę miłości, ale takiej raczej nieśmiałej i niespełnionej.
Jest podróż - może nie tak epicka jak we Władcy Pierścienic, ale jest.
Są góry...
...tu wszystko jest święte
tu wspinaczki nasze wniebowzięte...
... ale mało SDM-owe, wieje w nich, dmucha i pada, zimno brrr.
Książkę połknąłem w trzy wieczory. Nie wynudziłem się, aczkolwiek Wędrowycz to to nie jest...
Moja końcowa ocena: 8/10.
Zakończenie jest bardzo otwarte - jeżeli okaże się, że to początek jakiejś dłuższej serii, chętnie sięgnę po kolejne tomy.
Autor jest chyba z wykształcenia archeologiem …
Zgadza się – dlatego właśnie użyłem sformułowania, że książka jest „mocno pilipiukowa” 🙂