Szósty tom przygód Andrew Graysona trzyma poziom poprzednich pięciu. Jeżeli lubisz fantastykę w stylu Space Opera z domieszką klimatu armii amerykańskiej, seria "Frontlines" jest dla Ciebie.
Główny bohater spędził więcej swojego dorosłego życia w wojsku, niż poza nim. W czasie krótkich przerw od służby wojskowej nie za bardzo wie, co robić z wolnym czasem. Wracają wtedy z żoną na Ziemię, spacerują po górach i wypoczywają, jednocześnie oczekując kolejnych przydziałów bojowych.
Obcy, odparci po pyrrusowym zwycięstwie w czasie Trzeciej Wojny Marsjańskiej, w której efekcie Mars został zamieniony w radioaktywną pustynię nie nadającą sie do zamieszkania przez co najmniej kilkaset lat, odpuszczają.
Ludzie jednak doskonale zdają sobie sprawę, że to tylko tymczasowe zawieszenie broni. Dzięki solidarnej postawie tych krajów, które dotychczas nie brały udziału w kampanii przeciwko Obcym, udaje się zgromadzić fundusze na budowę nowej floty, której statki kosmiczne są o wiele lepiej przystosowane do walki z Obcymi. Andrew, obecnie w stopniu kapitana, dostaje stanowisko szefa ekipy kontrolerów bojowych - a więc po raz kolejny awansuje. Przypuszczam, że w okolicach tomu 10 Andrew zostanie Cesarzem Federacji, a w tomie piętnastym wyjdzie na jaw, że to właśnie on spowodował Wielki Wybuch 😉
Całą powieść można zasadniczo podzielić na trzy etapy:
Na początku Andrew bierze udział w do wyrzygania nudnych patrolach wokół Marsa, mających za zadanie znaleźć i wybić resztki Obcych z powierzchni Czerwonej Planety. Zaczyna się trochę jak u Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie.
Potem, po krótkiej przepustce, Andrew leci na Arkadię, którą armia postanawia wykorzystać jako poligon doświadczalny do testowania nowych rodzajów broni. Mamy incydent z nieumyślnym załadowaniem ostrej amunicji; mamy krótkie, ale bardzo poruszające opisy sielankowej arkadyjskiej przyrody, wreszcie nadchodzi alarm bojowy: na kolonii New Svalbard pojawili się Obcy, i to w hurtowych ilościach. Urlop "w raju" trzeba przerwać i lecieć na pomoc!
Okręt bojowy Ottawa (jedyny okręt nowej generacji, jaki udało się do tej pory wyprodukować - pięć pozostałych jeszcze tkwi w dokach) pod dowództem pułkownik Yasmin, w trybie natychmiastowym wraca do Układu Słonecznego, żeby zatankować i maksymalnie się dozbroić.
W trzeciej, ostatniej części książki mamy pełen żywej, dynamicznej akcji opis starć między ludźmi a Obcymi - najpierw w przestrzeni kosmicznej wokół planety, potem na wieczniej zamrożonej powierzchni New Svalbard. Tu Kloos w pełni rozwija swój kunszt narracyjny: mamy wiele równolegle się toczących wątków, Obcy przerażająco skutecznie nauczyli się wykorzystywać przewagę pogodową, a scena, w której Ottawa wychodzi z ciszy radiowej w celu ściągnięcia na siebie uwagi trzech okrętów przeciwnika za pomocą pięćdziesięciomegawatowych nadajników radiowych emitujących w stronę Obcych "Ride of the Valkyries" Wagnera sprawia, że po plecach przechodzą ciarki.
Całość jest napisana bardzo sprawnie. Krew leje się gęsto, nie ma dłużyzn, nie brakuje też soczystego, wojskowego języka. Wszystkie dialogi (a także narracja, prowadzona zawsze z perspektywy Graysona) są bogate w wojskowe neologizmy i skrótowce, do których autor na szczęście już nas przyzwyczaił w poprzednich częściach. Stąd też nie polecam zaczynania serii od środka, warto czytać od pierwszego tomu. Inaczej książka może się wydać kompletnie niestrawna.
"Points of Impact" udało mi się upolować ciut taniej dzięki temu, że zapłaciłem za nią w przedsprzedaży. Potem jednak i tak dołożyłem parę dukatów do wersji audio, więc summa summarum wyszło coś z sześć albo siedem Euro. Najlepiej wydane pieniądze, z pewnością rzucę się na kolejny tom jak tylko się pojawi.
Polecam!
Napisałeś o pierwszej części? Przyznam, że jak u Ciebie zobaczyłem to nazwisko, to w końcu dałem kredyt zaufania u znajomej, która od lat próbuje mnie przekonać do tego pisarza ;]
tom 1: https://xpil.eu/pobor-recenzja/
tom 2: https://xpil.eu/lines-of-departure-recenzja/
tomy 3 i 4: https://xpil.eu/frontlines-tomy-3-i-4-recenzja/
tom 5: https://xpil.eu/najrotsza-recenzja-czyli-frontlines-tom-5/
Podziękować 😀
11.50 + VAT się należy, uiścić w okienku kasowym :]
A jest toto po polsku? Bo jak nie to się w końcu będę musiał nauczyć pogańskiego.
Kiedy pisałem recenzję pierwszej części, tylko ona była przetlumaczona na polski (z całej serii). Teraz, z tego co widzę, są już przetłumaczone kolejne dwa tomy: http://lubimyczytac.pl/cykl/10353/frontlines – jednak jeżeli miałbym wybór, zdecydowalbym się ponownie na oryginał. Z drugiej strony, ja to łykałem w audiobooku (z Amazon.com), lektor jest gigant, naprawdę. Być może w wersji oko-papier już nie brzmi tak fajnie 😉