Odsłuchanie drugiej część dylogii o Henryku Duszańskim zajęło mi prawie dwa tygodnie, chociaż mógłbym książkę połknąć w dwa wieczory.
Czemu tak?
Szkoda mi było kończyć!
Inna sprawa, że zrobienie tego wpisu zajęło mi kolejne dwa, bo ostatnio trochę zagoniony jestem. Ale to wszystko wymówki, przejdźmy do samego gęstego!
"Amor ad mortem" podejmuje akcję dokładnie w miejscu, w którym "Karmannyj wor" się zakończył. Hrabia Henryk Duszański solidnie już opanował złodziejskie rzemiosło; ma też za sobą jeden duży skok w rodzinnym Staszowie. Czas wyruszyć w Wielki Świat, a konkretnie - do Warszawy!
Drugi tom jest naszpikowany złodziejskimi przygodami Heńka i jego nowych towarzyszy, nie brakuje w nim też wątków miłosnych - Henryk bowiem nigdy przedtem jeszcze nie był porządnie zakochany, a tu nagle jak piorun z jasnego nieba…
– Stań porządnie kurwiesynu, bo gnaty ci poprzetrącam! – krzyknął Szwaja, łapiąc Roberta za kołnierz i przyciągając do siebie. – Ja cię kapocu nauczę, co to mores, tak możesz w burdelu do dziwki startować, nie do mnie! Wbij to sobie w ten zakuty łeb, bo na opamiętanie pójdziesz tam, gdzie much nie ma!
Nie, nie będę opowiadał. Nie chcę popsuć niespodzianki. W każdym razie dzieje się dużo, mamy całą gamę nowych postaci, barwnych miejsc i przygód. A nade wszystko - i tu znów muszę wznieść toast w stronę p. Gałki - język. Mowa, którą posługują się bohaterowie, jest niezwykłą mieszanką gwary więziennej, złodziejskiej oraz zwykłej, codziennej polszczyzny z przełomu wieków.
– On już od paru dni był taki tamowaty. Nawet smutniaka nie kuszał, co na kolację wyfasował. Jak był sygnał na spanie, to się roztochał i graty na zydlu położył. Na kojo wskoczył i udawał, że kimono tnie. Musiał kikować, aż wszystkie w szlumerkę pójdziemy i wtedy na ścigajach się wydyndał. Żebym zryżał, tak było. Pod chajrem wyszczególniam!”
Autor odrobił pracę domową nie tylko w zakresie miar i walut, ale też nazw zwykłych przedmiotów codziennego użytku. Całość doprawiona sowicie rusycyzmami i germanizmami, smakuje wybornie. Raz jeszcze przekonałem się też, że wybór Kamila Prubana na lektora był strzałem w dziesiątkę. Ba, w jedenastkę nawet.
Wróciliśmy do niego, żeby nie myślał sobie za wiele, a ta jucha swoich frajerów na nas puściła! Leguralna magulanka się z tego zrobiła, chamy w kość dostały, ale to pestka. Gorzej, że dalej sobie podśmiechujki geszefciarz urządza… Że to niby na kapoc możemy mu skoczyć.
Chociaż książka ma otwarte zakończenie, trzeciego tomu podobno już nie będzie. Być może narodzą się jakieś nieduże opowiadania "satelitarne" względem głównego wątku (na co bardzo liczę), ale to by było na tyle.
Poprawiłem się na krześle.
– Kasia, słuchaj uważnie. Teraz podam ci pod stołem taki niewielki teges. Otwórz dopiero, gdy wyjdziesz na luft. To sarmak.
Tak więc z jednej strony szczęśliwy, z drugiej nieco zasmucony żegnam się z "Hrabią", ale będę od czasu do czasu zaglądał na www.hrabiahenryk.pl - bo a nuż?
Odsłuchałam chyba połowę pierwszej części i jestem zauroczona. Językiem, wykonaną pracą by zrekonstruować, albo stworzyć świat przedstawiony, językiem…. Nie dziwię się, że nie chciało Ci się kończyć…