Niedawno pisałem o "Pokalaniu" Czerwińskiego, które było ostatnią nieprzeczytaną przeze mnie książką tego łysego Pana.
Od niedawna też jestem łysy (znów!), o czym pewnie niedługo popełnię osobny wpis, bo samo łysienie przebiegło w dość zabawnych okolicznościach fauny i flory.
Tymczasem pi x oko tydzień temu kolega Czerwiński wypuścił kolejną (piątą już) powieść zatytułowaną "Zespół ojca", w związku z czym ilość nieprzeczytanych przeze mnie książek jego autorstwa znów wzrosła do jedynki.
Może nie jest on tak płodny jak Remigiusz Mróz (którego "Trawers" - nawiasem mówiąc - aktualnie przerabiam w wersji ucho-dźwięk, będzie recenzja wkrótce), ale pięć książek to jednak nie w kij dmuchał.
Po raz kolejny zadumałem się nad sensownością tego całego dmuchania w kij. Samo dmuchanie ma sens i to nawet w więcej niż jednej płaszczyźnie. Kij jest równie nietuzinkowy - można działać metodą kija i marchewki, można kogoś jak nie kijem to pałką, można wreszcie mieszkać w Kijowie lub jeździć Kią. Ale żeby dmuchać w kij? No nie wiem. Dziwnie jakoś się robi.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany, może sobie obejrzeć polsatowy wywiad z tow. Czerwińskim o tutaj: http://www.polsatnews.pl/wideo-program/prawy-do-lewego-lewy-do-prawego-wspolczesne-media_6393849/ (z tym, że link pewnie będzie działał tylko przez kilka dni, więc proszę korzystać póki działa). Niecierpliwym polecam przewinąć od razu w okolice końca minuty 27. Wywiad trwa około dwudziestu minut i ku memu zaskoczeniu samej promocji książki jest w nim bardzo niewiele, jest za to sporo rozważań o rodzicielstwie, emigracji, partnerstwie oraz innych Woglach.
Jak się już dorwę do książki, co - jak pokazuje doświadczenie - może mi zająć pięć dni lub pięć lat, pewnie zapodam jakąś recenzję.
Póki co wracam do "Trawersu". Dzieje się!
Lubię Twój luz w prezentowaniu treści. Tak od serca chciałem się podzielić.
Szkoda zdrowia na spinanie się 🙂
Ano ciekawy jestem jak ocenisz tę serię z Trawersem na finiszu 🙂
Niewątpliwie dam znać na blogu. Nie wiem jeszcze kiedy, bo po przeprowadzce tradycyjnie urwanie dupy, ale prędzej czy później przecież to skończę.