Ponieważ do kina zdarza nam się chodzić raczej rzadko (wiadomo, kołowrotek, a my w nim jak te dwa durnowate chomiczki), skorzystaliśmy niedawno z tego, że w czasie przerwy między Świętami a Sylwestrem nie ma zbyt wiele do roboty i poszliśmy sobie z Żonką na dwa filmy od razu!
W sensie, jeden po drugim.
Taka jakby randka, bo bez dzieciarni i bez świadomości, że trzeba iść wcześnie spać, bo rano znów na kołowrotek.
Najpierw były "Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi".
Ponieważ miejsca były nierezerwowane (czyli: kto pierwszy ten lepszy), przyszliśmy ciut wcześniej, żeby złapać coś w miarę naprzeciwko ekranu. Widownia była prawie pusta, więc wybraliśmy sobie nasze ulubione miejsce, czyli drugi rząd od góry, przy samym przejściu. To miejsce najbardziej centralne względem ekranu - i to w każdy poprzek.
Jeszcze przed rozpoczęciem reklam zaraz za nami usiadła jakaś większa ekipa, na moje oko (a bardziej ucho) rumuńska. Chyba z pięć osób.
Wszyscy mieli oczywiście największe możliwe kubły z popcornem, które zjadali systematycznie, dzięki czemu miałem zapewniony dodatkowy dźwięk 3D przez cały seans. Żarli je w taki sposób, że przy odrobinie wysiłku dałbym radę wymodelować kształty ich przewodów pokarmowych wyłącznie na podstawie analizy akustycznej, z dokładnością do siedmiu i trzech dziesiątych angstrema, z odchyleniem pięć sigma. Gdyby nie to, że jednym ramieniem obejmowałem Żonkę, przez co byłem nieco zimmobilizowany, prawdopodobnie skończyłoby się na mordobiciu.
Na szczęście film przeleciał w miarę szybko, po czym - po półgodzinnej przerwie, w trakcie której skonstatowaliśmy z przyjemnością, że w Whitewater Shopping Centre otworzyli właśnie nowe Milano, a więc mamy już pomysł na następną randkę - wróciliśmy w paszczę kinematoskopu. Tym razem z ciekawości zajęliśmy miejsce w piątym rzędzie od dołu, a więc dość nisko, za to dużo bliżej ekranu. Trochę pod kątem od lewego, górnego narożnika ekranu, ale wystarczająco, żeby wszystko ładnie widzieć.
Blok reklam, trwający w Odeonie standardowo około 25 minut, przeleciał dość szybko - zresztą większość już widzieliśmy przed dwiema godzinami - i kiedy pojawiła się plansza zapowiadająca film właściwy, zaraz za nami usiadły dwie kobitki z ogromnymi pojemnikami pełnymi nachos, dzięki czemu i ten film miałem przyjemność obejrzeć z dźwiękiem 4D, a chwilami nawet 5D. Nachos chrupią dużo donośniej od popcornu, dodatkowych zaś atrakcji dostarcza pojemnik z sosem, o który można stukać a także pukać. Rewelacja, bardzo polecam.
Jeśli zaś chodzi o same filmy, to Ostatniego Dżedaja oceniam na jakieś 5/10, a Pitch Perfect 3 na 3/10 (do połowy) oraz 7/10 (od połowy). W jednym filmie ona przychodzi do niego prosić o pomoc i on się na końcu tak jakby zgadza, ale zdalnie, a potem znika, ale rebelianci zdążają uciec, chociaż na końcu mają mały kłopot z kupą kamieni, a w drugim najpierw jest scena wybuchu na jachcie, a potem dwie godziny wyjaśniania jak do niego doszło, w otoczce bardzo przeciętnej muzyki oraz mnóstwa gagów klasy skórka-banan.
Ostrzę sobie teraz zęby na Jumanji 2 - podobno jak się dobrze trafi, można mieć siedemnastodecybelowe nachosy z jednej strony, wiadro popcornu z drugiej, a wysokiego grubasa tuż przed sobą.
Polecam!
(Tak, jestem mizofonikiem, w ten sposób wygląda większość moich wizyt w kinie)
… dlatego nie chodzę do kina, tylko oglądam na Netflixie. Szkoda tylko, że w pierwszym tygodniu mojego abonamentu ten w [censored] [censored] [censored] Disney usunął z niego właśnie StarWarsy, bo planuje własna usługę VoD. Pozostaje, póki co, sieć sklepów na ‘t’ albo DVD ????
Super! Powinieneś zająć się zawodowo pisaniem recenzji filmowych. Jak już będziesz mieć swoją rubrykę w jakimś czasopiśmie, daj znać. Zostanę wiernym czytelnikiem 🙂
Dzięki! Jednak póki co piszę tak, że musiałbym ludziom dopłacać za czytanie tego, a i tak większość wolałaby sobie oderżnąć nogę tępym dłutem niż dać się namówić…
Na następną randkę proponuje zaopatrzyć się w swoje nachosy. Ich chrupanie we własnej paszczy zagłuszy spokojnie wszystkie inne dźwięki zarówno te dobywające się z filmu jak i sąsiadów po wszystkich stronach 🙂
Dzedzej w koncu umarl, chyba jeden z najbardziej obciachowych bohaterow lat 70tych, w koncu zostal usmiercony w sadze. Podziwiam Twoja wytrwalosc, gniot za gniotem… mnie odrzucilo od kina na tydzien ;] Chociaz pitch 3 oceniam tylko na podstawie poprzednich czesci ;]
Nam się Ostatni Jedi bardzo, bardzo podobał, tymbardziej, że w święta obejrzeliśmy wszystkie części gwiezdnych wojen:)
Ja w zeszłym roku zrobiłem rodzinny maraton GW. Nie jestem jakimś tam wielkim fanem serii, ale mam do niej spory sentyment.