Trafiłem niedawno na całkiem interesujący artykuł o językach. Okazuje się, że spośród wszystkich pięciu zmysłów ludzkich, słownictwo związane z węchem jest najuboższe.
Spróbujmy to pokazać na przykładzie banana: ma żółtą, gładką skórkę, miękkie i lekko miąższowate wnętrze, jest lekko wygięty, ze zwężającym się, spiczastym zakończeniem. Smakuje słodkawo.
Jak widać, udało nam się zawrzeć informację o kolorze i kształcie (wzrok), fakturze skórki (dotyk) oraz słodkości (smak). Brakuje informacji odnośnie słuchu - prawdopodobnie dlatego, że banany bardzo trudno zmusić do mówienia - oraz węchu. Banan pachnie jak banan, c'nie?
Większość określeń zapachów jest komparatywna. "Pachnie jak świeżo skoszona trawa". "Zapach jakby powietrze po burzy z piorunami". "Coś jakby migdały z nutą cynamonu". I tak dalej. Najbardziej zaawansowane przymiotniki, jakie nasuwają się na pierwszy rzut oka... pardon, nosa, to "śmierdzący", "pachnący", "bezwonny"... Hm, coś jeszcze?
Zapach jest w naszych słownikach obywatelem trzeciej kategorii.
Tymczasem jednak okazuje się, że istnieją na Ziemi co najmniej dwa języki, w których sytuacja ta jest zgoła odmienna. Są to Kensiu oraz Jahai, obydwa z grupy australoazjatyckich języków Mon-Khmer. Ilość określeń zapachów w każdym z nich sięga dobrze powyżej dziesięciu i nie są to określenia odnoszące się do obiektów, które pachną w ten czy inny sposób, ale do zapachów samych w sobie. Tak jak mamy nazwy kolorów czy kształtów, tak oni mają nazwy zapachów. Na przykład mają słowo "ltpit" oznaczające zapach charakterystyczny dla popcornu. Europejczyk powie, że coś pachnie jak popcorn. A Jahai powie, że to ltpit.
Nazwy zapachów są dla tych ludzi czymś kompletnie naturalnym, uczą się ich od dzieciństwa i są one stałym, regularnie używanym elementem języka. Niestety, ludzi mówiących w tych językach nie ma zbyt wielu. Nie znam dokładnych liczb, ale mówimy tu o setkach, może tysiącach.
A dlaczego tak jest?
Prawdopodobnie dlatego, że węch jest "najsłabszym" z naszych zmysłów. Wyobraźmy sobie, że na skutek jakiegoś przedziwnego wypadku (lub choroby) tracimy cztery z pięciu zmysłów i musimy do końca życia polegać na jednym. Jeżeli będzie to wzrok czy słuch, możemy brać udział w życiu społeczeństwa. W przypadku samego dotyku byłoby już trochę gorzej, ale są książki pisane Braille-m i tak dalej. Smak... Hm. Tu już całkiem kiepsko, ale można sobie wyobrazić alfabet oparty na czterech smakach podstawowych plus parunastu pochodnych. Ale węch?
A jednak, okazuje się, można mówić "językiem węchu".
Nudne, prawda?
tak naprawdę to zmysłów nie jest pięć tylko sześć
Zdania są podzielone 😉 Acz na przykład niektóre ptaki mają zmysł magnetyczny…
chodzi o zmysł równowagi