Odbyłem już swoją karę za nieostrożne obchodzenie się z drogocennymi telefonami.
Jak uważny Czytelnik zapewne kojarzy, swego czasu miałem fatalną passę i w krótkim czasie przetestowałem obecność grawitacji, jak również udowodniłem wyjątkową łamliwość tworzywa znanego pod nazwą Gorilla Glass, na trzech trzech różnych smartfonach z górnej półki. Gdyby nie ubezpieczenie, byłbym w plecy z pięćset albo i więcej piw, i to po lokalnych cenach. Jedyny, który ocalał z tej hekatomby był ze stajni Nadgryzionego Jabłka, a ocalał tylko dlatego, że nosiłem go w pancernym kondomie marki OtterBox, ale sprzedałem go po ledwie paru miesiącach użytkowania, bo doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Od jakiegoś czasu używałem więc, w ramach pokuty, Nokii 6310i.
A skoro kara odbyta...
Wiem, że zaraz ktoś mnie poprawi, że mówi się "odbytu". Ale, jak już wiele razy pisałem, to mój blog i będę sobie mieszał dopełniacze z formami biernymi do wyrzygania i nikomu nic do tego.
... odbyta, należy czem prędzej zaopatrzyć się w nową patelnię. A nuż wyłączą grawitację w któryś weekend, a ja akurat nie będę miał czym rzucać?
Wiedziony tym obłędem, zaopatrzyłem się w zeszłym tygodniu w patelnię marki Samsung. A konkretnie Galaxy Note 4.
Strasznie wielka krowa. Ostatnie smartfony z tej serii, którymi rzucałem, to były Note-y 2. A ten nowy większy o całe dwie dziesiąte cala. Ja wiem, że dwie dziesiąte cala to nie jest dużo, ale jak się pomyśli, że od czasu do czasu bierze się toto w dłoń, to zaczyna robić różnicę.
Mówimy cały czas o telefonie.
Tak więc od kilku dni jestem szczęśliwym posiadaczem Note 4, o czym chwalę się na tych tutaj łamach, bo gdzie indziej mam się pochwalić? Przecież wgapiony w ten wielki ekran nie widzę innych ludzi, przestałem się kontaktować się ze znajomymi. Wiadomo. W tramwaju porannym wślipiam się jak cała reszta w ten ekranik...
Powinni te poranne tramwaje nazywać wagonami bydlęcymi, bo nie dość że tłok jak w silniku Wankla, to jeszcze każdy jak ta owca zapatrzony w jeden punkt.
No i muszę przyznać, że telefon robi całkiem pozytywne wrażenie. Pomijam już te wszystkie gigaherce i megapiksele, specyfikację można znaleźć wszędzie - napiszę dziś króciutko o moich własnych doświadczeniach z tym cudem.
Wrażenia są bardzo pozytywne. Telefon ma (w końcu!) optyczną stabilizację w aparacie, a więc robi ostre fotki nawet jak się je pstryka drżącą ręką, o ile tylko jest w miarę jasno. W półmroku nie radzi sobie najlepiej.
Interesującym gadżetem jest czujnik pulsu, którego głównym zastosowaniem jest praca w charakterze spustu migawki. Waląc selfika (jakkolwiek drastycznie i dwu-, a może i więcej-znacznie by nazwa tej czynności nie brzmiała) możemy skupić się w pełni na waleniu selfika, a nie na wyginaniu nadgarstka i kciuka pod kątami, którymi zawstydzilibyśmy niejednego jogina.
Czujnik ów mryga na czerwono jak się nań nasunie palec, ale przy waleniu selfika tego akurat nie widać.
Jak zwykle nieoceniony jest rysik, którym można sobie ponaciskać ekran z taką precyzją, że aż się chce naciskać. Co prawda nie ryzykowałbym używania rysika w środkach masowego rażenia, ale w domu tudzież w biurze, w stabilnym środowisku - jak najbardziej. Można pisać, rysować, wycinać, wklejać, nawet w uchu można sobie podłubać z 2048-bitową rozdzielczością siły nacisku.
Trochę mnie na początku rozjuszyła niemożność zainstalowania na tej patelni Office-a (od Małomiękkich), bo mi głupek krzyczał, że niekompadebilny jest, ale jak go potraktowałem bezpośrednio z APK, poddał się od razu bez walki.
Wbrew rozmaitym plotkom, telefon NIE jest wyposażony w skaner tęczówki, w termometr doodbytniczy (cóż za luka rynkowa!) ani w wagę kuchenną, ma za to czytnik linii papilarnych. Nie tak wysublimowany jak w telefonie od Jabłka, trzeba po nim przesunąć palcem w poprzek i liczyć na jakieś 90% udanych prób (od czasu do czasu nie załapuje i trzeba jeszcze raz), ale ogólnie spisuje się świetnie. Na przykład jako odblokowywacz do LastPass.
Standardowo LastPass zabezpieczam hasłem głównym, co jest dość upierdliwe przy częstym używaniu - a tutaj, hyc, odcisk i sejf otwarty.
Nie wiem po jaką cholerę wujcio Samsung upchnął na tym ekranie aż pięćset pikseli na każdy cal - gęstość upakowania prawie tak wielka jak w porannych bydlęcych wagonach. Marnotrawstwo materiału, procesora, baterii. No ale nic to.
Właśnie, bateria. Nie ma cudów. Jedno ładowanie wystarcza na około 24h. Te wszystkie piksele, herce i inne inności wymagają całkiem sporo prądu. Dali o 20 mAh więcej pojemności, ale to żadna rewolucja. Aczkolwiek Samsung zrobił tutaj jedną ciekawą rzecz: wprowadził tryb superoszczędny, w którym smartfon staje się telefonem - można zeń tylko zadzwonić, puścić sms, ewentualnie włączyć przeglądarkę. Nic ponadto. Ale za to działa w takim trybie ponad dobę na każde dziesięć procent baterii.
Aha, właśnie: da się z Note 4 zadzwonić, da się wysłać sms-a. Ale to już zdaje się było w którejś z poprzednich wersji, nie ma się co rozpisywać.
Co by tu jeszcze... A, no tak. Kindle ma ekranik niewiele większy. Z powodzeniem czytam na Note 4 książki, czyli jeden złom do wożenia mniej. Co prawda smartfon to nie e-papier, ale na krótkie przejażdżki tramwajem wystarcza w zupełności.
Podsumowując: całkiem fajny telefon.
O.
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.