Zrobiłem sobie ostatnio niezły maraton, publikując dziewięć wpisów w dziewięć dni pod rząd. Ten jest ostatni w serii - dajmy ludziom trochę odpocząć w święta 😉 Niemniej jednak do końca roku mam zaplanowanych jeszcze sześć wpisów, a także jeden w styczniu. A teraz czas na zagadkę.
Przy wigilijnym stole zebrała się cała rodzina. W tym roku, na przekór wirusowi, zjawili się wszyscy: ciocia Pola z rodziną, stryj Zenon, cała czwórka dziadków, wujek Antek z dzieciakami, ciotka Beata z wujkiem Zbyszkiem i trojaczkami, no i ja z rodzicami. Razem dwadzieścia osób.
Trzeba było przytaszczyć z piętra stary, okrągły stół, a i tak ledwie się wszyscy pomieścili.
Dwanaście potraw: ryba po grecku, cztery różne sałatki, barszcz, zrazy, galareta, grzybowa, piernik, makowiec, chleb. Do tego solniczki, pieprzniczki no i - jakże by inaczej - słynny sos żurawinowy Beatki w dużej brązowej sosjerce na samym środku stołu.
Jak już wszyscy sobie złożyli życzenia i nałożyli pierwsze potrawy na talerze, okazało się, że każdy bez wyjątku chce odrobinę sosu. Tak się złożyło, że właśnie trzymałem sosjerkę. Rzuciłem w myślach monetą. "Orzeł" - pomyślałem - "daję sosjerkę w lewo, Antkowi. Reszka - sosjerka idzie do Ani po prawej".
No i teraz zagadka właściwa: zakładając, że każdy kto dostał sosjerkę przekaże ją albo w lewo, albo w prawo, z jednakowym prawdopodobieństwem, należy wskazać osobę, która ma największą szansę dostać sosjerkę jako ostatnia.
Rozwiązanie zagadki tutaj.