Dorwałem niedawno najnowszą książkę Wojciecha Orlińskiego o Stanisławie Lemie: "Lem. Życie nie z tej ziemi".
Przeczytałem (oczyma!) w trzy dni, co jest dla mnie wyczynem dość niecodziennym. Okazuje się, że jak już książka wciągnie, człowiek znajdzie milion sposobów, żeby ją skończyć.
I co?
Żadnej książki Orlińskiego nigdy wcześniej nie czytałem, nie znam gościa. Okazuje się, że poza byciem wziętym dziennikarzem, pan Wojciech jest również zajadłym lemofilcem... tfu, lemofilem. Miał już w życiu jedno podejście do książki o Stanisławie Lemie (jak sam opowiada, dość nieprofesjonalne i bez przygotowania), to jest drugie.
Sama książka jest według mnie bardzo, bardzo dobra. Zdążyłem w międzyczasie przeczytać sporo recenzji "Życia nie z tej ziemi". Są one - o dziwo - mieszane. Nie rozumiem zupełnie jak można nie zachwycać się książką, która tak dogłębnie i wszechstronnie ukazuje życiorys Wieszcza od narodzin aż po grób. Z drugiej strony, nie każdy jest lemofilcem... tfu, lemofilem, więc już się nie czepiam.
Najbardziej rzucający się w oczy element książki to sposób tytułowania poszczególnych rozdziałów: Autor użył w tym celu tytułów ważniejszych książek Lema, które powstawały w poszczególnych etapach jego życia. Doskonały moim zdaniem chwyt.
Nota bene wiedział ktoś, że Lem napisał "Kolofon"? Nie? Ja też nie!
Druga rzecz, która rzuca się w oczy od samego początku, to niezwykle bogata bibliografia załączona do książki: aż 412 (!) odnośników do najrozmaitszych źródeł zewnętrznych, uwiarygodniających (lub chociaż uprawdopodobniających) zawarte w książce informacje.
Kolejna sprawa to "zawziętość" autora książki: nie idzie on na łatwiznę i nie robi zwykłego zestawienia faktów. Pan Orliński wziął dupę w troki i osobiście pofatygował się na Ukrainę, do Niemiec, do Austrii i cholera wie gdzie jeszcze. żeby obejrzeć te wszystkie miejsca, w których Lem mieszkał, pracował, bywał i tak dalej. Rozmawiał osobiście z ludźmi związanymi z pisarzem. Udało mu się dotrzeć do mnóstwa materiałów prywatnych, których zazwyczaj nie pokazuje się dziennikarzom.
Krótko mówiąc: mnóstwo roboty! Nie wiem, ile czasu zajmuje jednemu człowiekowi skompletowanie takiego ogromu informacji, a następnie zebranie tego zusammen do kupy i przerobienie na pełnowymiarową książkę; wyobrażam sobie jednak, że co najmniej rok albo i dłużej.
Jedna rzecz jest w tej książce trudna do ukrycia: orlińskie lemofilstwo. Mam wrażenie (ale trudno mi je podeprzeć konkretami), że tu i ówdzie nieco "szlifuje", "poleruje" skazy panastaszkowego charakteru, trochę jakby przygotowywał Wieszczowi pomnik. Nie mówię o tym bynajmniej pejoratywnie, sam prawdopodobnie zrobiłbym dokładnie to samo.
Poza informacjami zwerbalizowanymi książka zawiera dużo zdjęć. Przyznaję, że większości z nich przedtem nie widziałem, więc ze sporym wzruszeniem oglądałem na przykład Staszka - siedmiolatka, w szkolnym mundurku. Albo zdjęcia Samuela Lema, ojca tytułowej postaci.
Dość niezwykłe było też uświadomienie sobie, jak skrytym człowiekiem był Lem, jak niechętnie wydzielał publicznie okruchy informacji na swój temat, a także jak wiele z nich zakodował, zaszyfrował w tekstach swoich książek i wywiadów. Od tej pory już nigdy nie spojrzę na "Eden" czy "Głos Pana" w taki sam sposób, jak dotychczas.
Reasumując: książka na pewno spodoba się każdemu lemofilcowi... tfu, lemofilowi. Bardzo, bardzo polecam.
Oceny nie będzie. Skali zabrakło 😉
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.