Nie będę dziś zamęczał wszystkich trzech Czytelników niniejszego Blogusława teoretycznymi rozważaniami na tematy kwantowo - fantastyczne. Wszyscy i tak wiemy, że każdy kwant czasu dzieli Wszechświat na nieskończenie wiele światów równoległych. W niektórych z nich (tych bardziej szczęśliwych), ten blog nigdy się nie pojawił, a w innych wpisy takie jak ten zastąpione są artykułami o nieujemnej wartości merytorycznej. Nie ma co się nad tym rozwodzić.
Równoległość, o której chciałem dziś wspomnieć, dotyczy - jakże by inaczej - lektury książek.
Albowiem przytrafiło mi się niedawno <LAMENT mode="on">zostawić Kindelka w domu</LAMENT>, przez co zmuszony byłem w trakcie mej podróży porannym Luasem czytać popularną na tej szerokości geograficznej gazetkę rozdawaną podróżnym przez uśmiechniętych, zmarzniętych na kość, sfrustrowanych i ubranych w śmieszne żółte kurtki Rozdawaczy Gazetek.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności kilka dni wcześniej odkryłem, że jeden z moich kolegów w nowej pracy, również emigrant z kraju Orła Bialego, wielbi dobrą literaturę w takim samym stopniu jak ja, a może nawet bardziej. Żeby do tej beczki miodu dodać więcej miodu, okazało się dodatkowo, że nasze literackie gusta pokrywają się w znacznej mierze. A konkretnie: Lem i Pratchett.
No i okazało się, że w ów tragiczny dzień, kiedy to zapomniałem swego Kindelka, kolega ów wpadł na pomysł, żeby mi pożyczyć dwie książczyzny Pratchetta. W wersji starożytnej, czyli papirusowej. Jedną z nich jest "Making Money", w którą wgryzłem się łapczywie jak tylko złapałem wolną chwilę, i pożarłem ładnych parędziesiąt stron zanim wróciłem do domu.
Ponieważ książka okazała się (jakże by inaczej) równie genialna, nie mogąc zdecydować się na to, czy najpierw kończyć "Pomniejsze bóstwa", czy też może poczekać z nimi aż doczytam "Making Money", ciągnę obie książki równolegle.
I co?
I fajnie. Z tym, że nie byłoby tak fajnie, gdybym nie przeczytał obydwu wcześniej w wersji po polsku. A tak, wiedząc pi x oko czego można się spodziewać od fabuły, mogę się skupić wyłącznie na stronie językowej, wyszukując zabawne cytaty i bombardując nimi znużonego Czytelnika (nie sądzę, żeby do tego miejsca wpisu dotarł więcej niż jeden).
Tak więc ciągnę teraz dwie sroki za ogony i mam z tego podwójny ubaw.
Ha!
Ja dotarłam. Ha!