W ramach odsapki od wpisów wakacyjnych tym razem króciutka wiadomość ze świata oprogramowania smartfonów: Wielki Gie w końcu uwolnił aplikację Inbox na domeny firmowe. Nie wiem tak naprawdę kiedy dokładnie się to stało, ale pamiętam, że jeszcze ze dwa miesiące temu próba uruchomienia Inboxa kończyła się komunikatem błędu - a dziś z głupia frant spróbowałem i zadziałało.
Inbox to uproszczona oraz - przynajmniej w teorii - bardziej "yntelygętna" wersja aplikacji GMail. Od swego poprzednika nie różni się aż tak bardzo - ma jednak jedną charakterystyczną cechę, której brakuje w GMailu - możliwość odkładania rzeczy na później.
Przychodzi mail, a my akurat siedzimy na kibelku i łoimy w Sudoku? Nie szkodzi, odkładamy maila na później i po kłopocie.
Oprócz tego można w Inboxie oznaczyć wiadomość jako "załatwioną" - przeciągając ją w prawo - lub jako "do załatwienia" - w lewo. Trzeba się nauczyć nowych odruchów, ale wygląda to całkiem sensownie.
Natomiast zdecydowanie nie odpowiada mi fakt, że w Inboxie ikonka "Kosz" jest ukryta za dwoma kliknięciami, podczas gdy w oryginalnym kliencie można było wywalić wiadomość od razu. Do poprawki...
Zamierzam poużywać tego cuda przez tydzień albo trzy - zobaczymy jak wypadnie w dłuższym perymetrze.
Tymczasem, borem-lasem!
Mi się nie spodobało to to. Wolę tradycyjną skrzynkę.
Mi na razie chyba też stary Gmail bardziej pasuje – ale dam Inboxowi parę dni szansy.