Nie wiem jak Ty, sympatyczny Czytelniku, robisz zakupy on-line. Ja zanim coś kupię, zawsze najpierw staram się wyszukać chociaż kilku podstawowych informacji o produkcie. Zwykle zaglądam na różne fora tematyczne, szukam recenzji i tak dalej. Dopiero kiedy jestem zadowolony z tego, co przeczytam on-line, wyciągam plastikowy mieszek z wirtualnymi dukatami i dokonuję zakupu.
Kolega z kołchozu był niedawno na jakimś pokazie technologii IT zorganizowanym przez Facebooka. Wśród wielu poruszonych tematów prowadzący pokazał jeden całkiem przerażający trick: reklama, która wyświetliła się użytkownikowi na smartfonie (w aplikacji Facebook) sprawiła, że użytkownik ów zapragnął kupić reklamowany produkt. Zanim jednak sięgnął po mieszek, otworzył na swoim laptopie wyszukiwarkę Google i zrobił risercz na temat produktu. Wszedł na parę forów (forumów? fór?), poczytał recenzje, wiadomo. Kilka godzin później na innym komputerze zalogował się do sklepu on-line i dokonał zakupu.
Nic nadzwyczajnego, prawda?
Dowcip polega na tym, że Facebook był w stanie wyśledzić z wielką precyzją cały ten łańcuch wydarzeń, rozpoczynający się na wyświetleniu reklamy na smartfonie, poprzez risercz na laptoku, aż po zakup na innym komputerze. Był w stanie skojarzyć ze sobą te trzy urządzenia, "zrozumieć" proces zachodzący w głowie kupującego i docelowo poprawić swoje algorytmy reklamowe.
To tylko jeden z wielu tricków, jakie stosuje FB do zwiększania swoich przychodów z reklam. Tak, tak, wiem, FB to nie Matka Teresa, muszą zarabiać i będą zarabiać, choćby Mark Z. miał się zanudzić na śmierć na tych wszystkich przesłuchaniach i śledztwach.
No dobra, ale czemu ja właściwie o tym piszę?
Otóż mam innego kolegę współkołchoźnika, który jakiś czas temu próbował - między innymi z powodów opisanych powyżej - zamknąć swoje konto FB na dobre.
Czy udało mu się?
Za pierwszym i drugim razem - nie.
Był za słaby, za każdym razem wracał na fejsika i grzązł tam na dobre. FB jest sprytny: nie zamyka naszego konta, tylko je *dezaktywuje*, czyli pozostawia furtkę powrotu szeroko otwartą. Nie oni jedni zresztą tak robią, podobnie jest na innych platformach społecznościowych.
"Zapalę tylko raz, żeby sprawdzić czy na pewno rzuciłem."
"Jedno piwko nie zrobi ze mnie na powrót alkoholika."
I tak dalej, wiadomo.
Po dwóch nieudanych próbach rzucenia nałogu kolega
poruszył konceptem i wpadł na receptę
Otóż stwierdził, że skoro nie jest w stanie powstrzymać się przed powracaniem na Twarzoksiążkę, musi ją sobie zablokować w taki sposób, żeby nie móc tam potem wrócić choćby go skręcało.
Co więc zrobił?
Po pierwsze, założył sobie nowe "jednorazowe" konto na Gmailu i zmienił swój główny adres mailowy w ustawieniach konta FB na ten nowy adres.
Po drugie, pozmieniał wszystkie "pytania bezpieczeństwa" w ustawieniach konta FB na długie, losowe ciągi znaków, których nigdzie nie zapisał. Podobnie zrobił z odpowiedziami.
Po trzecie, kupił jednorazową kartę SIM (pre-paid) z nowym numerem i usunął z FB swój prawdziwy numer telefonu zastępując go tą jednorazówką. Numeru telefonu z tej jednorazówki nigdzie indziej nie zapisał.
Po czwarte, zmienił sobie hasło do konta FB na losowy, długi ciąg znaków.
Potem wystarczyło już tylko zdezaktywować konto FB, wyrzucić (zniszczyć) kartę SIM, wyrzucić hasło do tego nowego konta GMail oraz do FB. Gotowe.
Brzmi zabawnie? Niewiarygodnie?
Najprawdziwsza prawda.
P.S. Jestem trochę przerażony ilością gifów w tym wpisie, ale nie mogłem się powstrzymać. JetPack niedawno włączył tę opcję i teraz można łatwo zasłaniać braki w wykształceniu wodospadem śmiesznych kotów. Hura!
Wystarczyło żeby napisał coś o pedałach – do roweru żeby było jasne. Albo coś w podobnym stylu i FB sam by mu to konto zablokował.
A jeżeli chodzi o reklamy to FB w domu mam ja a żona nie. Wchodzę na niego również w pracy bo w głównie po to go mam. W domu żona często korzysta z mojego komputera, do kupowania różnych “potrzebnych” rzeczy. Ona również zanim coś kupi robi reserach. Więc ja w pracy jak wejdę na FB to już wiem co żonka chce aktualnie kupić 🙂
Kolega jest angielskojęzyczny, więc pisanie o pedałach do roweru niewiele by “pomogło” 🙂 Ale sugestia jak najbardziej na miejscu.
A słyszał xpil o aplikacjach na telefony, które wysyłały do FB dane swoich użytkowników, nawet jeśli ci użytkownicy nie mieli konta na FB?
Ze swojego doświadczenia: kliknąłem raz na reklamę zegarka na FB. Bo ładnie wyglądał ten zegarek. Teraz gdzie się nie ruszę to atakują mnie reklamy zegarków. Osiągnąłem taki etap, że na stronie widzę więcej zegarków niż reszty treści. Dobrze, że to tylko robocza maszyna wirtualna. Wszędzie indziej przeglądarki startują w trybie incognito. Bardzo niezasłużenie zwanym trybem porno.
Słyszał. Teraz wszyscy wszystkich śledzą w jedną i w drugą, nic nie zrobisz. Można się zaopatrzyć w Katim Phone, kupić serwer na Pitcairn i łączyć się ze światem przez TOR-a, ale co to za życie…
Potem to już tylko terapia 🙂 bo jaki problem założyć konto fb od nowa?
PS. gify w RSS na Thunderbirdzie się nie wyświetlają. Można spokojnie poczytać. W oryginale muszę szukać liter. Przesadziłeś!
Z gifami przesadzilem specjalnie, musiałem się pobawić nową opcją 😉 Kolejne wpisy nie mają już gifów (lub – jeżeli mają – to pojedyncze tu i ówdzie).