Drugi tom "Algorytmu wojny" Michała Cholewy bardzo różni się od pierwszego. Zamiast przeważającej wszędzie mgły, bagien i znerwicowanych partyzancką walką żołnierzy, tu mamy ogromne armie próbujące wystrychnąć przeciwnika na dudka, wywiad, kontrwywiad, przeciw-kontrwywiad, anty-przeciwkontrwywiad i tak dalej. Przez większość powieści nie wiadomo do końca kto jest po czyjej stronie, kto jest dobry, kto zły, a kto robi tylko za tło.
Najbardziej niesamowita scena to pocięty na chaotyczne fragmenty atak Pum na chiński nadajnik nadprzestrzenny. Miejsce strzeżone tak mocno, że teoretycznie nie do zdobycia, dzięki fascynującej mocy bojowej Pumy (to taki egzoszkielet bojowy dający niewyobrażalnego wręcz kopa pojedynczemu żołnierzowi) oraz całej chmarze wojska udaje się podejść do celu naprawdę blisko, prawie na odległość umożliwiającą odstrzelenie dziadygi. Wyobrażam sobie, że jeżeli kiedykolwiek książka zostanie zekranizowana, ta scena będzie wisienką na torcie całego filmu.
Końcowe rozstrzygnięcie jest nieco niejasne, ale to celowy zabieg Autora otwierający drzwi do tomu trzeciego, który aktualnie czytam i jestem nie mniej zachwycony. Recenzja wkrótce!
Tu można książkę kupić.
Nie podałeś cyferki określającej poziom miodności bo zabrakło skali?
Następna część dostała 10/10 a ta jest pomiędzy, nie chciało mi się bawić w ćwiartki 🙂