Ponieważ literaturę Ziemiańskiego wielbię miłością czystą, a już szczególnie serię o Achai, Virionem zaczytuję się od samego początku, co zresztą widać tutaj, tutaj, tutaj, tutaj i tutaj. Na kilka dni przed premierą kolejnej części opowieści o szermierzu natchnionym, który przegrał zremisował [patrz komentarze] w całym swoim życiu tylko jeden pojedynek szermierczy (jak wszyscy doskonale pamiętają, przeciwko Achai) wypatrywałem dostępności książki jak kania dżdżu.
W końcu nastąpił upragniony dzień, zalogowałem się więc na swoje konto Empik i dawajże dodawać drżącymi z niecierpliwości ręcyma książkę do koszyka. I klikam "zapłać", i czekam na potwierdzenie statusu płatności. Ponieważ jednak mój bank jakiś czas temu wprowadził dodatkową formę zabezpieczenia przed nieautoryzowanymi transakcjami on-line, w postaci 3DS, polegającą na tym, że poza numerem karty, datą jej wygaśnięcia oraz trzycyfrowym kodem z rewersu trzeba jeszcze potwierdzić transakcję w aplikacji bankowej na smartfonie, odblokowuję ekran smartfona i czekam na powiadomienie.
Owo powiadomienie jednak nie nadeszło, co się czasem - niezbyt często, ale jednak - zdarza. Transakcja zostaje wtedy odrzucona i trzeba apiać od nowa. Tak też było i tym razem. Ponieważ ekscytacja świeżym tytułem narosła we mnie już do takiego poziomu, że gdybym sobie wtedy zmierzył ciśnienie, ciśnieniomierz prawdopodobnie zawiesiłby się z błędem przepełnienia arytmetycznego, omyłkowo przy drugim podejściu dodałem do empikowego koszyka książkę w wersji audio. Błąd zauważyłem dopiero po zautoryzowaniu płatności i zajrzeniu na swoją wirtualną półkę.
No nic. Gorsze rzeczy się ludziom zdarzają. Dawno nie było żadnych audiobooków, niech zatem będzie audiobook. Pobrałem ponad 850 megabajtów plików mp3 z konta on-line, zrzuciłem je na smartfona (nawiasem mówiąc do słuchania empetrójek na ogłupiaczu używam aplikacji Poweramp - bardzo polecam) i dawajże słuchać.
Trzy dni później, czyli dziś, udało mi się skończyć, czas więc na szybką recenzję.
W książce mamy zasadniczo dwa główne wątki: Taida, prokurator generalny Syrinx, z rosnącą zgrozą obserwuje rozpad zachodzący powoli acz nieubłaganie wśród służb wewnętrznych kraju. To jest wątek raczej nudnawy - przynajmniej dla mnie - ale nie aż tak, żebym miał odłożyć książkę na później. No i wątek Viriona, który po wpierdzielu, jaki dostał pod koniec poprzedniej części od tajemniczego szermierza na pustyni, wylizuje się z ran i zbiera siły (w każdym tego słowa znaczeniu) aby pomóc cesarstwu uniknąć zagłady.
Jakiej zagłady?
Otóż jeden z najbardziej wpływowych ludzi w cesarstwie postanowił postawić się okoniem. Zwerbował sobie swój własny legion ("Legion Moy") i maszeruje w kierunku Syrinx w celu przejęcia władzy w stylu wojskowym.
Więcej fabuły nie zdradzę, żeby nie zepsuć zabawy ewentualnym przyszłym czytelnikom książki. Powiem jednak, że jeżeli spodobały ci się poprzednie części, tą również się nie zawiedziesz. Jest mnóstwo scen szermierczych tudzież ogólnie pojętego mordobicia, są intrygi i podstępy. Jest odrobina magii, jest nawet przez chwilę zabawa w maszynę czasu (choć nie w sensie wellsowskim). Jest tajemnica, są prastare istoty, krew leje się gęsto i w hurtowych ilościach. Autor nie żałuje nam - ustami bohaterów - kurwolingwistyki, więc jeżeli kogoś rażą wulgaryzmy, niech lepiej czyta z zatkanymi uszami. Ewentualnie - jeżeli zdecyduje się na wersję audio - niech słucha z zamkniętymi oczyma.
Końcówka jest najpierw nieco stawiająca włoski na przedramieniu a zaraz potem całkiem sympatyczna - widać, że Autor ma jeszcze kupę pomysłów na kontynuację serii.
Aha, gdzieś tam w środku pojawia się wśród towarzyszy Viriona pomysł jak pokonać całą wielką armię za pomocą niewielkiej grupy szermierzy - trzeba mianowicie wyzwać ich szefostwo na pojedynek szermierczy i umówić się, że jeżeli przegrają, to dupa. Jak wiadomo właśnie tym sposobem doszło później do pojedynku Viriona i Achai, a więc można mieć nadzieję, że ta dwójka spotka się już niebawem. Z drugiej strony mam przeczucie, że w chwili kiedy akcja "Viriona" dotrze do tego właśnie pojedynku, Autorowi może zabraknąć materiału na ciąg dalszy, ponieważ jest on (z grubsza, ale jednak) opisany przecież w samej "Achai". Ale to tylko takie moje gdybanie, co ja tam wiem...
Moja prywatna ocena: 8.5/10. Wątek Taidy mógłby być trochę bardziej interesujący, a niektóre intrygi trochę mniej naiwne, ale ogólnie książka trzyma formę i poziom poprzednich. Zdecydowanie polecam wszystkim fanom serii.
W pojedynku virona z Achaja był remis ponieważ żaden z przeciwników nie był w stanie kontynuować walki
Zgadza się, oszczekuję co napisałem powyżej. Nie zmienia to faktu, że Achaja jako jedyna była w stanie spuścić Virionowi łomot w walce na miecze (może nie licząc tego, co dzieje się w tomie drugim „Viriona”, ale tam było trochę oszukane – nie chcę za dużo zdradzić).