Kobieta osuwa się po biegnącym wzdłuż chodnika murze. Laska upada na kwadratowe płyty. Pochylona głowa. Ciało oparte na kolanach i lekko trzęsących się rękach.
– Zawracamy?
Jasne, że zawracamy. Zatrzymujemy się koło chodnika, razem z nami jeszcze jedno auto. Podchodzę do próbującej niezgrabnie wstać kobiety o siwych, zmierzwionych włosach. Z tyłu słyszę, że z drugiego auta też ktoś wysiadł. Zagaduję:
– Are you ok? Do you need any help?
Cisza. I jeszcze chwila ciszy. Babka ciągle próbuje wstać, ale widać, że coś ma nie w porządku z nogami. Kładę jej rękę na ramieniu.
– Let me give you a hand.
Kierowca z drugiego auta podchodzi do niej z drugiej strony. Obydwaj wspieramy kobietę pod łokcie.
Wstaje.
Przykucam, podnoszę i podaję jej laskę.
– I don't want to be a trouble.
– You're not. Do you need a lift?
– I'm fine. It's just that my feet aren't working. See?
Faktycznie, stopy ma spuchnięte i zaczerwienione. Ledwie stoi, jakby była pijana. Ale nie czuję żadnych procentów w powietrzu.
– I'll give you a lift. Where're you headin'?
– Centra. You know, the one by the Garda station?
– I'll drop you off.
– I don't want to be a trouble.
– You said that already. Just jump in.
W czasie, gdy żona otwiera tylne drzwi, prowadzimy kobietę we dwóch do naszego auta. Facet zerka niespokojnie w stronę swojego samochodu.
– Listen, I need to go. I left my kids in the car.
– Sure, run, we'll be ok here. Thanks.
Gość pędzi do dzieci, a ja pomagam kobiecinie wsiąść na tylne siedzenie. Lekko ponadrywana tu i ówdzie plastikowa reklamówka, odrapana laska. Dopiero teraz, we wnętrzu auta, czuję ten zapach. Nie alkohol, nie smród bezdomnego. Nie, nic z tych rzeczy. Kobieta pachnie jak zaniedbany, samotny, stary człowiek. Może lekko niedomyty. Kilka zapachów łączy się w jeden, smutny komunikat.
– So, which way are we headin'? We're not familiar with the area, you need to pilot us.
– It's by the Garda station...
– Left here?
– Yes, just two minutes drive.
Po dwóch minutach faktycznie dostrzegamy logo Centry, tuż przy niedużym komisariacie.
– Do you need a lift home?
– I don't want to be a nuisance...
– You're not. Do you want me to help you out to the store?
– No, I should be OK, it's just across the road. I only need five minutes.
– Allright then, do your shopping and we'll give you a lift home.
– Are you sure?
Głos lekko jej drży. Mówię jej jeszcze parę razy, że to żaden kłopot, niech już idzie do sklepu a my na nią tu zaczekamy. W czasie, kiedy kobieta robi zakupy, zawracam auto i staję tuż przy wyjściu z Centry. Wymieniam z żoną kilka zdań. Obydwoje wiemy, że to dobry pomysł. Trzeba pomagać.
Kobieta powoli wychodzi z Centry, plastikowa reklamówka w jednej ręce, laska w drugiej. Żona pomaga jej wsiąść do auta.
Jedziemy na niewielkie osiedle. Koniec ślepej uliczki. To tu.
Wysiada z moją pomocą. Upewniam się, że niczego nie zapomniała zabrać. Kobieta patrzy na nas uważnie i kilkukrotnie dziękuje. Potem pomalutku, krok za krokiem, dociera do drzwi. Kiedy zawracam auto, kobieta stoi w drzwiach i macha nam ręką na pożegnanie.
Sąsiadka z domu obok, przyklejona do swojej szyby jak jakiś glonojad, gapi się w naszą stronę bez skrępowania.
Odjeżdżamy.
Za zakrętem otwieramy na parę minut wszystkie okna, żeby pozbyć się tego zapachu.
Wszyscy będziemy kiedyś starzy.
a no
To, jak traktujemy slabszych od nas, zaleznych od nas, tych, nad ktorymi mamy jakakolwiek przewage, ukazuje nasze prawdziwe oblicze, to, jacy jestesmy.
Kiedyś ludzie żyli, umierali, rodzili się w rodzinach. Było ciasno ale łatwiej. Teraz starość to samotność. Niestety.
Oj tak! Czasami sie zastanawiam jak to bedzie wygladalo …
Krótko. Ponoć subiektywny czas płynie szybciej na starość.