Siedliśmy ostatnio całą rodziną i włączyliśmy "Kleks Academy", z Netfliksa.
Wrażenia?
Hmmmm.
Wizualnie całkiem sympatycznie. Mnóstwo kolorów. Fronczewski w roli doktora PajChiWo daje radę. Kot w roli tytułowej też, uważam, ogarnął temat.
Ale może mi się tylko wydaje, bo uwielbiam Kota, głównie za Robala w "Testosteronie" - scena z Frankensteinem, kojarzy ktoś?
Sama fabuła... spłycona jakby. Oczywiście jest mnóstwo motywów z książki, ale jednak czułem się trochę jak przy oglądaniu "Wiedźmina". Niby coś tam pasuje, ale jednak ogólnie dysonans.
Mateusza strasznie sprymitywizowali. O ile humor kloaczny sprawdza się w większości przypadków, tutaj był jak dla mnie po prostu nie na miejscu.
Przerobienie Adama Niezgódki w Adę - dziwne jakieś. Ale nie tragicznie dziwne, idzie przywyknąć.
Wilkusy: na plus, całkiem nowy język, czarnobiałe klatki, nie ze wszystkim złe, choć nie jest to jasne od samego początku. Na minus: trochę za bardzo podobne do wampirów, no i sam pomysł kompletnie z dupy wyjęty, bo w książce żadnych wilkusów przecież nie było.
Zabrakło Alojzego i pewnie z setki innych motywów, nie chce mi się teraz już kombinować ponad miarę.
Ogólnie wśród widowni było parę wybuchów śmiechu, dużo wzdrygania z niedowierzaniem, trochę kręcenia głowami.
Werdykt?
Siedem na dziesięć pi razy oko. Może mniej. Raczej nie więcej.
Czyli jenak trza to obejrzeć… Ujrzwaszy na reklamowym kawałku, że tam jakieś dziewczyny są, stwierdziłam, że to chyba jednak nie ta bajka, tylko coś o tym samym tytule i poszłam dalej, a to taka luźna interpretacja oryginalu po prostu. Przykład Wiedźmina do mnie przemawia – słaba ekranizacja, ale w sumie śmieszna dobranocka. Idę ponetflixować.